Zapowiadana od dawna czwartkowa wizyta Viktora Orbána w Berlinie obserwowana była z uwagą jako próba poprawienia wizerunku Węgier w oczach zachodnioeuropejskiej, a zwłaszcza niemieckiej opinii publicznej i świata polityki. Tym bardziej że dominujące na niemieckim rynku lewicowo-liberalne media skłonne są do ukazywania rządu Fideszu jako wręcz nacjonalistycznej dyktatury. Jadąc do Niemiec, Orbán miał też na uwadze kilka bardzo praktycznych spraw.
Węgierski premier spotkał się z kanclerz Angelą Merkel i wygłosił wykład w Fundacji Adenauera. Próbował wyjaśnić zasady swojej polityki i wytłumaczyć racje kierujące rządem węgierskim w jego sporze z międzynarodowymi instytucjami finansowymi, głównie MFW (w zeszłym tygodniu Węgrzy zerwali rozmowy na temat warunkach udzielenia Budapesztowi nowych kredytów). Orbán tłumaczył, że nie chce powtarzać błędów socjalistów, którzy w 2008 r. zawarli umowy kredytowe na warunkach niekorzystnych dla Węgier. Niektórzy analitycy domyślają się, że Angela Merkel mogła próbować wpłynąć na uelastycznienie stanowiska Budapesztu w tej kwestii. – Niezależnie od często przesadzonych ocen medialnych stosunki węgiersko-niemieckie są dobre, a ich najlepszą ilustracją jest skala wymiany gospodarczej – tłumaczy „Rz" wicedyrektor Węgierskiego Instytutu Spraw Zagranicznych László Kiss. Na Niemcy przypada trzecia część obrotów węgierskiego handlu zagranicznego, a wielkie niemieckie koncerny – takie jak Opel, Mecedes i Audi – nadal inwestują nad Dunajem, nawet jeśli większość zachodnich inwestorów zachowuje ostrożność, krytycznie przyglądając się polityce gospodarczej Fideszu.
Orbán podczas swojej pierwszej kadencji premiera w latach 1998–2002 utrzymywał doskonałe kontakty z prawicowymi politykami niemieckimi, zwłaszcza z premierem Bawarii Edmundem Stoiberem. Także dzisiaj stosunki Fideszu z CDU są dobre, choć niepozbawione krytycyzmu.
Merkel nie we wszystkim zgadzała się ze swoim gościem. Przypomniała europejską krytykę części ustawodawstwa węgierskiego w sferze wolności mediów czy sądownictwa, jednak uznała, że zastrzeżenia „zostały wzięte pod uwagę". Przyznała, że „każdy kraj ma prawo do realizowania swojej polityki ekonomicznej", ale najwyraźniej nie w smak jej antyeuropejska retoryka Orbána (uznała jednak argumenty przemawiające za jeszcze długim pozostawaniem Węgier poza strefą euro).
Tymczasem dla borykających się z głębokim kryzysem Węgier istotniejsza jest dziś kwestia pomocy otrzymywanej z Brukseli, zwłaszcza w postaci Funduszu Spójności. Jeśli doszłoby do głębszej reformy funduszy unijnych i wprowadzenia pułapu 2,5 proc. udziału środków pomocowych w budżetach beneficjentów, to Węgry straciłyby nawet 20 proc. otrzymywanych do tej pory sum. Orbán zabiegał więc w Berlinie o utrzymanie dotychczasowej polityki budżetowej Unii Europejskiej.