Najważniejsi przywódcy katalońscy, wśród których zaczynają ostatnio przeważać silne tendencje separatystyczne, łapią nowy wiatr w żagle. Szef regionalnego rządu w Barcelonie Artur Mas oświadczył w poniedziałek, że po wygraniu lokalnych wyborów 25 listopada przez nacjonalistyczną koalicję CiU (na co się zanosi) będzie chciał rozpisać referendum w sprawie ogłoszenia niepodległości Katalonii.
Takiemu postawieniu sprawy sprzyja sytuacja w Wielkiej Brytanii, gdzie premier David Cameron przystał na przeprowadzenie referendum w sprawie niepodległości Szkocji. Biorąc pod uwagę, że ostatnie sondaże dają katalońskim zwolennikom przeprowadzenia takiego głosowania aż 78 proc., ewentualność rozpadu Hiszpanii zaczyna być prawdziwym zagrożeniem, tym bardziej że nacjonalistyczna fala wzbiera także w Kraju Basków.
– Na drodze do oderwania się Katalonii stoją dwie zasadnicze przeszkody – mówi „Rz" analityk PISM Bartłomiej Znojek. – Po pierwsze, hiszpańska konstytucja nie przewiduje możliwości oderwania się regionów, po drugie zaś, ewentualna secesja oznaczałaby, że Katalonia straci członkostwo w UE – dodaje.
Dokładnie takich argumentów używa premier Mariano Rajoy, który podczas niedawnego wiecu w Bilbao oświadczył, że „w Europie nie ma miejsca dla niepodległej Katalonii i Kraju Basków". Aspiracji niepodległościowych regionów nie popiera żadna duża partia – ani opozycyjni socjaliści, ani rządząca Partia Ludowa, choć prawica tradycyjnie znacznie ostrzej występuje w obronie integralności państwa hiszpańskiego.
Dokładnie odwrotnie jest w Katalonii, gdzie przeciwko separatyzmowi (albo choćby rozszerzeniu autonomii) opowiada się tylko tamtejsza Partia Ludowa. Zwolennicy integracji na swój wiec 12 października zdołali zebrać 65 tys. osób, podczas gdy na olbrzymi Marsz Niepodległości 11 września przyszły prawie 2 miliony ludzi, co było największą demonstracją w historii kraju.