W lutym 1940 roku, w wyniku donosu, aresztowano w Kielcach rotmistrza Janusza Poziomskiego. Renata B. znów została poproszona o wstawiennictwo. Merz zwerbował Poziomskiego, który został konfidentem o kryptonimie V-3. Po wspólnej z Merzem wizycie w Krakowie, gdzie Poziomski bezskutecznie próbował przekonać tamtejszego dowódcę ZWZ, pułkownika Filipowicza, do podjęcia współpracy z Niemcami, Merz sfingował „ucieczkę" Poziomskiego. Poziomski ukrył się w Warszawie, niemniej kilka razy spotkał się ze swoim oficerem prowadzącym. Na jednym z takich spotkań, 7 lipca 1941 roku, rotmistrz z okna jadącego powoli samochodu Merza przypadkowo rozpoznał idącego ulicą wysokiego rangą oficera ZWZ. „Tam idzie naprawdę gruba ryba!" – zawołał. Kiedy go wyprzedzili, samochód zwolnił i Poziomski krzyknął do przechodnia po polsku: „Za tobą jest policja! Wskakuj!". Mężczyzna podszedł do auta, wtedy został chwycony za krawat i wciągnięty do środka. Pojmany został zamknięty w kieleckim więzieniu, a Merz sfałszował raport o aresztowaniu.
Sprawa pułkownika Albrechta
Wkrótce okazało się, że zatrzymany to nie kto inny, tylko szef sztabu Komendy Głównej ZWZ, płk Janusz Albrecht. Chociaż Thomas go torturował, Albrecht milczał. Merzowi powierzono zadanie dalszego prowadzenia przesłuchań, prawdopodobnie w przekonaniu, że jemu również nie uda się nic wskórać. Merz próbował ustępstwami przekonać Albrechta do współpracy i konsultował się w tej kwestii w Radomiu z SS-Hauptsturmführerem Paulem Fuchsem, który przychylił się do tej metody. Albrechtowi dano do zrozumienia, że kiedy Niemcy przegrają już wojnę, nie będzie to równoznaczne ze zwycięstwem i odzyskaniem niepodległości przez Polskę. Zwycięzcami będą Sowieci, skutkiem czego dojdzie do zniewolenia narodu polskiego przez komunizm. Dlatego – takich używano argumentów – interesy Polski i Niemiec są chwilowo zbieżne. W tej ciężkiej sytuacji chodzi o to, by nie snując dalekosiężnych planów, zredukować do minimum walkę między Niemcami a Polakami, tak by Niemcom dać wytchnienie, a Polacy zachowali siły, które przydadzą im się w przyszłości.
Albrecht zgodził się ostatecznie przekazać propozycję takiego modus vivendi swojemu przełożonemu, komendantowi głównemu ZWZ Stefanowi Roweckiemu. Pułkownik został zwolniony bez dalszych zobowiązań i nie był śledzony. Miał zdać sprawę z wyniku tych rozmów na spotkaniu pod Falenicą 12 albo 16 września 1941 roku. Rowecki odmawiał jednak spotkania z Albrechtem. Co więcej, pułkownikowi dano do zrozumienia, że powinien popełnić samobójstwo. 6 września 1941 roku Albrecht zmarł po zażyciu cyjanku.
ZWZ poinformował o wszystkim rząd emigracyjny w Londynie, co w przyszłości miało się okazać dla Merza bardzo pomocne. Sprawa Albrechta miała jeszcze jedno tragiczne następstwo. Wysocy rangą oficerowie ZWZ/AK obwinili rotmistrza Przemysława Deżakowskiego o to, że zdradził Albrechta. 4 marca 1942 roku sąd podziemny wydał na niego wyrok śmierci. Zrozpaczony Deżakowski odwiedził żonę Albrechta i przysięgał jej, że nie ma nic wspólnego ze sprawą Albrechta. Popadł w depresję i nosił się z zamiarem samobójstwa. Wiosną 1944 roku został zastrzelony przez oddział likwidacyjny AK.
Nie jest jasne, czy „sprawa Albrechta" była jednorazowym przedsięwzięciem, które doszło do skutku, bo wykorzystano nadarzającą się okazję, czy też był to jeden ze zwiastunów zmiany sposobu postępowania niemieckiej Policji Bezpieczeństwa z polskim podziemiem niepodległościowym. Niektóre źródła wspominają o tym, że podobne propozycje czyniono również innym wysoko postawionym przedstawicielom polskich kół patriotycznych.