W Partii Republikańskiej zaczęły się rozliczenia. Ostatnim powyborczym ciosem było przyznanie się we wtorek do porażki przez czarnoskórego kongresmana Allena Westa, faworyta ruchu Tea Party w jednym z okręgów na Florydzie. Po kilkakrotnym przeliczeniu głosów zwycięzcą okazał się kandydat Partii Demokratycznej Patrick Murphy, z zawodu księgowy.
– Musimy być brutalnie szczerzy w analizie tego, co się nam udało, a co się nie powiodło – uważa Haley Barbour, były gubernator Missisipi, który w latach 90. był jednym z przewodniczących Partii Republikańskiej. Z największą krytyką spotyka się system wyłaniania kandydatów. – Szukamy ludzi, którzy byliby w stanie wyrażać swoje poglądy bez odrzucania całych grup wyborców – uważa strateg republikanów Kevin McLaughlin. W tym kontekście wymienia się wiele nazwisk osób, które nie ubiegały się w ostatniej kampanii o nominację: gubernatorów – Luizjany Bobby Jindala, Wirginii Boba McDonnella, Karoliny Południowej Nikki Haley, czy b. gubernatora Florydy Jeba Busha. Do potencjalnych kandydatów w wyborach 2016 roku należy także gubernator New Jersey Chris Christie, który w ostatnich dniach kampanii pojawił się u boku prezydenta Baracka Obamy na terenach zniszczonych przez huragan Sandy.
Fatalne wyniki Partii Republikańskiej wśród Latynosów (71 do 27 proc. na korzyść Obamy) spowodowały odejście od antyimigracyjnej retoryki i zapowiedzi poparcia reformy systemu imigracyjnego przez czołowych polityków prawicy. Demografowie zgodnie twierdzą, że kolejnych wyborów prezydenckich nie da się wygrać bez tej mniejszości – Latynosi są najszybciej rosnącą grupą ludności w USA. Na prawicy wzrastać też będzie znaczenie polityków latynoskich, zdolnych do przyciągnięcia głosów tej grupy. Coraz więcej do powiedzenia będą mieli: senator z Florydy Marco Rubio oraz gubernatorzy Nowego Meksyku Susana Martinez, Nevady – Brian Sandoval, czy nowo wybrany gospodarz Teksasu Ted Cruz.
Coraz bardziej osamotniony jest Mitt Romney. Były kandydat republikanów do Białego Domu wywołał kolejne kontrowersje, oskarżając obóz Obamy o kupowanie głosów poprzez obietnice politycznych „prezentów" za rządowe pieniądze. Od jego słów wygłoszonych do sponsorów kampanii odcięli się znaczący politycy republikańscy. Senator z Karoliny Południowej Lindsey Graham uznał wypowiedź Romneya za kolejny element „spirali śmierci", w którą wpadła jego partia. – Jeśli znalazłeś się w dołku, to przestajesz kopać. On (Romney) dalej kopie – mówi Graham. Bobby Jindal, gubernator Luizjany, mówił: „Jeśli chcesz, żeby ludzie cię polubili, najpierw ty sam musisz ich polubić. A tego nigdy nie zrobisz, jeśli zaczniesz ich obrażać i mówić, że ich głosy zostały kupione".