Niesłychanie żałosny teatr zafundowali Francuzom liderzy konserwatywnej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP), ugrupowania, któremu do wiosny tego roku przewodził Nicolas Sarkozy. Po niedzielnych wyborach nowego przewodniczącego nadal nie wiadomo, kto będzie kierował największą partią opozycyjną. Trwa upokarzający spektakl dwóch aktorów, którzy uważają się za zwycięzców.
Gra o prezydenturę
Formalnie rzecz biorąc, komisja wyborcza ogłosiła już w poniedziałek wieczorem, że elekcję wygrał dotychczasowy sekretarz generalny UMP Jean Francois Copé. Miał uzyskać 98 głosów przewagi nad swym rywalem, byłym premierem Francois Fillonem.
To po podliczeniu 175 tys. głosów. Tylu członków z liczącej 300 tys. osób partii zdecydowało się na udział w elekcji. Francois Fillon zakwestionował zwycięstwo swego przeciwnika, udowadniając, że nie wzięto pod uwagę ponad tysiąca głosów z terytoriów zamorskich Francji. W sumie miał zdobyć 26 głosów więcej niż jego konkurent.
Rozpoczęła się wielka gra, w której stawką jest nie tylko przywództwo partii, ale i prezydentura w 2017 roku. Wprawdzie wyłoniony w obecnych wyborach szef partii ma nią kierować do 2015 roku, ale wiadomo, że rok później w partii odbędą się prawybory mające na celu wyłonienie kandydata na prezydenta. Takiej szansy nie zamierza się dobrowolnie pozbawić ani Fillon, ani też Copé.
– Nie wyobrażam sobie, aby wielka partia opozycyjna mogła być kierowana przez kogoś, kto uzyskał 26 lub też nawet 98 głosów przewagi – oświadczył publicznie Francois Fillon, proponując zawarcie kompromisu . Miałby polegać na tym, że ani on, ani też Copé nie obejmą kierownictwa partii, lecz na jej czele stanie na okres przejściowy Alain Juppe, także były premier.