Korespondencja z Pekinu
Olbrzymia choinka w holu pięciogwiazdkowego hotelu w mieście Jinan przyciąga uwagę dwóch chińskich biznesmenów. Dokładnie i z powagą oglądają bombki, by potem skierować się do stoiska ze świątecznymi przysmakami. Marcepanowe niemieckie strucle sąsiadują tu ze słoiczkami szwedzkiej żurawiny i puszkami foie gras.
– Oczywiście, że obchodzimy Boże Narodzenie. Co się wtedy robi? Zabiera dziewczynę na randkę do restauracji. I kupuje dużo prezentów – mówi Zhang Hexuan, dziennikarz Chińskiego Radia Międzynarodowego. W tym roku chińskie święta powinny być bardziej wystawne niż zwykle. Konsumpcja i wydawanie pieniędzy stały się patriotycznym obowiązkiem, odkąd na XVIII Zjeździe Komunistycznej Partii Chin prezydent Hu Jintao, kończący za parę miesięcy urzędowanie, oświadczył, że trzeba napędzać gospodarkę poprzez większy popyt wewnętrzny.
– Jak zwiększyć popyt wewnętrzny? To dobre pytanie. Chińczycy nadal boją się wydawać. Nie mają poczucia bezpieczeństwa. Wiedzą, że sami muszą się zatroszczyć o emeryturę, zapewnić sobie opiekę medyczną i mieć pieniądze na edukację dzieci – mówi Zhao Heng, partyjny ekonomista, który spotyka się z europejskimi dziennikarzami w siedzibie KC KPCh w Pekinie.
Przeciętny Chińczyk woli więc oszczędzać i jeśli może sobie na to pozwolić, to stara się odłożyć nawet połowę zarobionych pieniędzy. Oprocentowanie bankowych depozytów jest tak niskie, że oszczędności często trzyma pod materacem. Ale istnieje coraz większa kategoria ludzi, których nie trzeba zachęcać do wydawania pieniędzy. Chińska klasa średnia kupuje dużo i chętnie – ostentacyjna konsumpcja to styl życia całej armii młodych profesjonalistów żyjących w wielkich miastach.