Zmniejszyć gigantyczny deficyt budżetowy, ograniczyć dostęp do broni i wprowadzić reformę imigracyjną – to zadania stojące przed nowym, 113. Kongresem Stanów Zjednoczonych, który już dziś rozpoczyna dwuletnią kadencję.
Demokraci zyskali co prawda w listopadowych wyborach kilka miejsc w obu izbach, ale nie na tyle, aby zmienić układ sił. Republikanie wciąż kontrolują Izbę Reprezentantów, a w Senacie jako mniejszość mogą skutecznie stosować strategię obstrukcji parlamentarnej. W 100-osobowej izbie wyższej republikanie mają obecnie 45 miejsc (o dwa mniej niż w poprzednim Kongresie), ale do pełnej kontroli nad Senatem ich polityczni przeciwnicy potrzebowaliby aż 60 głosów. Z kolei w 435-osobowej Izbie Reprezentantów republikanie stracili siedem mandatów, ale wciąż dysponują solidną większością (240 głosów). Skład władz Kongresu i szefów komisji będzie niemal identyczny co w poprzedniej kadencji, jeśli nie liczyć kilku osób, które przeszły na polityczną emeryturę.
Odchodzący 112. Kongres dosłownie w ostatniej chwili zdążył uchwalić ustawę chroniącą USA przed upadkiem z klifu fiskalnego. Ale pozostawił nowemu parlamentowi bombę zegarową. Do końca lutego obie partie muszą się dogadać, jak ograniczyć gigantyczny deficyt budżetowy. Powtórka z parlamentarnego dreszczowca jest więc niemal pewna. Podzielony Kongres nie będzie więc mógł liczyć na dobrą cenzurkę u wyborców. W ostatnich dniach negocjacji na temat klifu fiskalnego pozytywną notę politykom na waszyngtońskim Kapitolu wystawiało zaledwie 18 proc. Amerykanów.
To niejedyny front walki demokratów z republikanami. Już za kilka dni demokratyczna senator z Kalifornii Dianne Feinstein wniesie projekt ustawy o zakazie ofensywnej broni palnej (assault weapon). Plan ten otwarcie wspiera także Biały Dom, a po masakrze w Newtown z 14 grudnia ubiegłego roku (zginęło wówczas 26 osób, w tym 20 dzieci) w całych Stanach Zjednoczonych toczy się obecnie dyskusja na temat ograniczenia dostępu do broni palnej. Demokraci napotkają tutaj mocny opór ze strony republikanów wspieranych przez potężne lobby właścicieli broni palnej kierowane przez Krajowe Towarzystwo Strzeleckie (NRA).
Kongres będzie się też spierał, w jaki sposób przeprowadzić reformę systemu imigracyjnego. Odkładany przez lata problem stał się nagle palącą kwestią dla obu ugrupowań politycznych. Barack Obama chce się wreszcie wywiązać z wyborczych obietnic pierwszej kadencji i stworzyć ścieżkę do legalizacji pobytu dla 11 milionów „nieudokumentowanych” cudzoziemców pochodzących głównie z Ameryki Łacińskiej (w grupie tej znajduje się także co najmniej kilkadziesiąt tysięcy Polaków). Z kolei republikanie uświadomili sobie po ostatnich wyborach, że nie są w stanie odnieść politycznego sukcesu bez większego wsparcia latynoskiego elektoratu. Muszą więc stonować antyimigracyjną retorykę i pójść na ustępstwa. Tym bardziej że reformy domagają się także sprzyjający republikanom pracodawcy, którzy obawiają się, że bez otwarcia rynku dla profesjonalistów gospodarka USA będzie mniej konkurencyjna.