Jednak w kampanią dominuje bez reszty kryzys. O mniejszościach seksualnych (we Włoszech nie istnieje instytucja związków partnerskich) mówi się półgębkiem, a o polityce zagranicznej, jeśli pominąć stosunek do Unii i euro, w ogóle.
Trudno się dziwić. Kraj jest pogrążony w recesji, bezrobocie stale rośnie podobnie jak dług publiczny, a realna presja fiskalna wzrosła do blisko 57 proc., co jest wyśrubowanym rekordem świata. Włosi zarabiają coraz mniej. Mierząc siłą nabywczą dzisiejszej średniej pensji, cofnęli się do roku 1986 r. Lewica w tej sytuacji proponuje skupić się na tworzeniu miejsc pracy, obiecuje obłożyć specjalnym podatkiem bogatych, a ulżyć biednym, co wywołuje popłoch wśród klasy średniej. Stawia na energię odnawialną. Zapowiada, że w walce z kryzysem i w polityce zagranicznej będzie stosować się do recept wystawianych w Brukseli. W sondażowych słupkach daje to 30–34 proc. poparcia.
Prezenty
O ile kampanię lewicowej koalicji można nazwać w miarę wyważoną i trzeźwą, zgodną z tym, co postuluje lewica w całej Europie, Berlusconi sięgnął po środki pirotechniczne i populizm czystej wody. Jak się okazało, w pogrążonej w kryzysie Italii to broń niesłychanie skuteczna. Jeszcze w grudniu jego totalnie rozbita partia Lud Wolności wlokła się w ogonie sondaży (poniżej 10 proc.), a dziś wraz z Ligą Północną może liczyć na 30 proc.
Szczególnie za granicą komentatorzy nie mogą zrozumieć, jak człowiek, pod którego rządami kraj stanął na skraju finansowej katastrofy, po 14 miesiącach znów liczy się w wyborach (twierdzi, że tym razem zadowoli go teka ministra gospodarki). Tajemnica sukcesu medialnego krezusa polega na tym, że znów dzięki całej serii szokujących deklaracji i obietnic udało mu się podzielić Włochy na swoich zwolenników i wrogów.
Mówi rodakom to, co chcą usłyszeć. Przekonuje, że głęboki kryzys,w jakim znalazł się kraj, to nie ich wina, czyli powszechnej korupcji, nepotyzmu i oszustów podatkowych (kosztują Skarb Państwa 150 mld euro rocznie), lecz podobnie jak upadek jego rządu efekt międzynarodowego spisku pod wodzą kanclerz Merkel. Nie wyklucza powrotu do lira. Poza tym obiecuje zmniejszyć o połowę liczebność i pensje wszelkich władz obieralnych z parlamentem na czele.
Jako że najboleśniej Włosi odczuli wprowadzony przez Montiego podatek od pierwszej nieruchomości, tzw. IMU (w dużych miastach nawet i 1200 euro), Berlusconi ogłosił, że ten podatek zniesie. Potem ku radości 9 mln kibiców swego klubu AC Milan zakupił z Manchesteru City wielką nadzieję włoskiej piłki Mario Balotellego. A wcześniej zapowiedział, że nie tylko zniesie podatek IMU, ale na dodatek zwróci w gotówce ten już odprowadzony. W ten sposób rodzina głosująca na niego może w tym roku liczyć na prezent – 1-2,5 tys. euro więcej w kieszeni.