W rocznicę alianckich nalotów na Drezno, 13 i 14 lutego nad miastem krążą od lat policyjne helikoptery, specjalne oddziały przygotowują się do akcji, a tysiące mieszkańców organizują akcje protestu przeciwko przemarszowi neonazistów spod znaku NPD. Ugrupowanie to wybrało rocznicę tragedii Drezna, usiłując przedstawić się jako jedyna formacja polityczna w Niemczech, która oparła się amnezji historycznej i ma jeszcze odwagę mówić o przeszłości bez cienia poprawności politycznej.
W specjalnym oświadczeniu frakcji NPD w landtagu Saksonii czytamy więc: „68 lat temu brytyjskie i amerykańskie bombowce w trzech falach nalotów przekształciły miasto w piekielny fajerwerk, w którym według współczesnych ocen zginęło 100 tys. osób". Wczoraj rano liderzy NPD złożyli wieńce na grobach ofiar pamiętnych nalotów na Drezno, a wieczorem rozpoczął się neonazistowski Marsz Pamięci.
– Liczba ofiar przedstawiana przez NPD nie ma nic wspólnego z prawdą. Przez cztery lata badaliśmy przebieg wydarzeń w Dreźnie i doszliśmy do wniosku, że ofiar śmiertelnych było mniej więcej 25 tys. – tłumaczy „Rz" Rolf-Dieter Müller, szef komisji historycznej powołanej kilka lat temu do oceny rozmiarów tragedii miasta. Liczbą 100 tys. ofiar posługiwała się propaganda goebelsowska pod koniec wojny i był to zapewne jej ostatni sukces.
W pewnym sensie uległ jej nawet Winston Churchill, który zmniejszył nieco intensywność alianckich ataków na niemieckie miasta w ostatnich miesiącach wojny. Przez wiele powojennych dziesięcioleci uważano, że w hekatombie pożarów w Dreźnie straciło życie 35 tys. osób, zwęglonych w piwnicach, zasypanych przez gruzy i uduszonych z braku tlenu.
To wszystko na niecałe trzy miesiące przed kapitulacją III Rzeszy w mieście pełnym uciekających przed Armią Czerwoną i nieprzygotowanym na zmasowane uderzenie z powietrza. Nie było w nim schronów, a baterii przeciwlotniczych bardzo niewiele. Nie było też fabryk zbrojeniowych ani potężnych stalowni, jak w Zagłębiu Ruhry. Czyż nie jest to dowód na barbarzyństwo zaślepionych żądzą zbrodniczej zemsty Anglików i Amerykanów?