Piotr Kowalczuk z Rzymu
Włochy pogrążone są w powyborczym szoku i chaosie. „Italią nie można rządzić" – to tytuł wszystkich włoskich gazet.
Gdy we wtorek skoro świt odbierałem plik gazet, pani w kiosku spytała z trwogą: „I co z nami będzie?". To pytanie zadaje sobie teraz większość Włochów. Szok jest tym większy, że zawiodły wszelkie narzędzia odczytywania nastrojów społecznych: instytuty badania opinii publicznej i media. Okazało się, że włoskie elity polityczne, biznesowe i finansowe, podobnie jak autorytety i komentatorzy, czyli cały włoski establishment, są totalnie wyobcowani z rzeczywistości i nie zdają sobie sprawy, co naprawdę myśli i czuje naród, któremu mają przewodzić.
Berlusconi był blisko
Z sondaży, szacunków mediów, wypowiedzi polityków, a nawet exit polls wynikało, że wybory powinna spokojnie wygrać centrolewica Pier Luigiego Bersaniego z bezpieczną przewagą nad skazaną na druzgocącą porażkę koalicją Berlusconiego i nihilistyczną partią protestu Ruch Pięciu Gwiazdek komika Beppe Grillo w odległym tle. Tymczasem wyborów o mało nie wygrał Berlusconi (przegrał o niecały punkt procentowy), a z poszczególnych politycznych ugrupowań najwięcej głosów (niemal 25 proc.) otrzymał populistyczny ruch stworzony wokół blogu Beppe Grillo. Co więcej, kuriozalna ordynacja wyborcza sprawiła, że choć dzięki przewidzianej w niej premii zwycięzcy posiadają niezasłużoną większość w Izbie Deputowanych (30 proc. głosów przełożyło się na 55 proc. miejsc), w Senacie, gdzie identyczne premie przyznaje się na szczeblu regionów (odpowiedniki polskich województw), centrolewica większości nie ma. Bersani może liczyć na 119 szabel, Berlusconi na 116, Beppe Grillo – 55, a dotychczasowy premier Mario Monti – 18 (nieznane są jeszcze wyniki wyborów przeprowadzonych za granicą). Oznacza to, że centrolewica nie może efektywnie rządzić. Co gorsza, Grillo deklaruje, że w żadne koalicje bawić się nie będzie. Poza tym program ruchu komika jest nie do pogodzenia z tym, co proponowały koalicje Bersaniego i Berlusconiego. Wielka koalicja też nie wydaje się możliwa, bo oba ugrupowania dzielą zasadnicze różnice ideologiczne i programowe, a przede wszystkim przepaść szczerej nienawiści.
Nikt nie wie, co będzie dalej. Mówiło się o rozpisaniu nowych wyborów. Teraz najpewniej prezydent Giorgio Napolitano powierzy Bersaniemu misję tworzenia rządu i szukania parlamentarnej większości. Jednak wszystko wskazuje na to, że jeśli nawet powstanie rząd Bersaniego, w parlamencie jego koalicja będzie skazana na doraźne sojusze przed każdym ważniejszym głosowaniem. Taki rząd, jak wskazują bujne włoskie doświadczenia, nie może trwać dłużej niż kilka miesięcy.