Nic jeszcze nie wiadomo. Ani jak miałoby wyglądać miejsce pamięci ofiar niemieckiego terroru na Wschodzie, ani też kto miałby to przedsięwzięcie sfinansować, ani jak miałby wyglądać. Na razie jest apel podpisany przez kilkudziesięciu niemieckich polityków, historyków i publicystów, w którym mowa jest o konieczności budowy takiego pomnika, będącego uzupełnieniem krajobrazu niemieckiej pamięci historycznej.
Nie ulega dla nikogo wątpliwości, że nowa inicjatywa jest odpowiedzią na słynny pomnik Holokaustu w Berlinie, który upamiętnia miliony żydowskich ofiar reżimu hitlerowskiego.
– Żydzi, Żydzi i Żydzi – tak postrzega się w Niemczech do dzisiaj ofiary zbrodniczej polityki nazistowskiej. Jest też pamięć o Sinti i Romach oraz szczątkowa o ofiarach zbrodni na terenach ówczesnego Związku Radzieckiego. Polska i jej ofiary zawsze znajdowały się na dalekim miejscu – przypomina „Rz" prof. Wolfgang Wippermann z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.
Dlatego od samego początku dyskusji na temat upamiętnienia Holokaustu w stolicy zjednoczonych Niemiec zastanawiano się nad tym, co zrobić z pozostałymi ofiarami. – Stałem wtedy na stanowisku, że w Berlinie powinien powstać jeden pomnik poświęcony pamięci wszystkich, którzy stracili życie z rąk hitlerowskich oprawców. Niestety wybrano inne rozwiązanie – mówi „Rz" Jochannes Tuchel, dyrektor berlińskiego Muzeum Ruchu Oporu.
Peter Jahn, inicjator projektu budowy nowego pomnika, przyznaje, że dyskusje na ten temat mają niemal tyle samo lat co plany uhonorowania w Berlinie ofiar Holokaustu. Ale to nie wszystko.