Specjaliści prześcigają się w definiowaniu zagrożeń, jakie mogą nieść ataki na wielką skalę za pomocą tzw. brudnych bomb nuklearnych. Tymczasem zamach w Bostonie to przykład ataku za pomocą prymitywnych ładunków wykonanych domowym sposobem.
Takie bomby nazywane są przez amerykańskich ekspertów IED (Improvised explosive devices). By zmontować prymitywną bombę, wystarczy pół godziny i kilka niezbyt trudno dostępnych rzeczy. Po pierwsze: tani telefon komórkowy, który można anonimowo kupić. Po drugie: detonator – urządzenie, które inicjuje wybuch. Poza tym: dodatkowa bateria, przewody elektryczne i urządzenie półprzewodnikowe – tyrystor. Obwód może być zwierany przez głośnik służący do prowadzenia rozmów.
Terrorysta wybiera odpowiedni moment na atak, dzwoniąc pod numer telefonu połączonego z bombą. Kiedy aparat zadzwoni lub zacznie wibrować, układ elektryczny jest zamykany, a detonator powoduje eksplozję materiału wybuchowego.
– Do produkcji domowych bomb terroryści używają takich materiałów, do jakich uda im się dotrzeć – wyjaśnia A.J. Clark, były analityk wywiadowczy, portalowi Scientific American. – Dlatego inaczej wyglądają bomby, które mają wybuchać pod pojazdami wojskowymi, a inaczej skierowane przeciwko ludziom, jak w Bostonie. Te mogą być naszpikowane gwoździami czy kulkami łożyskowymi.
Tam, gdzie trwa wojna, bomby mogą zawierać trotyl lub takie środki jak np. composition 4 (C4) – rodzaj plastycznego materiału wybuchowego. Ale środki wybuchowe mogą być przez amatorów komponowane samodzielnie z dostępnych w handlu składników, jak np. nawozy sztuczne. Za pomocą takich bomb dokonany został zamach w Oklahoma City w 1995 roku. Nawozy wykorzystał Anders Breivik do budowy bomb, które detonował w Oslo w 2011 roku.