Prezydent Barack Obama znalazł się w kłopotliwej sytuacji. Zapowiedział, że użycie broni chemicznej przez syryjski rząd całkowicie zmieni politykę amerykańską wobec trwającego ponad dwa lata konfliktu, w którym według danych ONZ zginęło co najmniej 70 tysięcy ludzi.
A w ostatnich dniach pogłoski o użyciu takiej broni mnożą się w mediach zachodnich, izraelskich i arabskich. W sobotę w telewizji Al-Arabija pojawił się uciekinier z armii rządowej, generał wojsk chemicznych Zahir as-Sahit i powiedział, że władze w Damaszku wydawały rozkazy użycia takiej broni w kilku bitwach z rewolucyjną Wolną Armią Syryjską. On sam, jak zapewnił, nie podporządkował się rozkazom.
Fundamentaliści islamscy nie nadają się na sojuszników USA w walce z Asadem
Wieści z frontu i wypowiedzi ekspertów już w zeszłym tygodniu zmobilizowały amerykańskich polityków, m.in. senatorów – republikanina Johna McCaina i demokratę Carla Levina, do wywarcia nacisku na Obamę, by wreszcie coś zrobił. – Czerwona linia została już przekroczona – powiedział McCain.
Jednak szybka interwencja zbrojna Amerykanów w Syrii wydaje się mało prawdopodobna.