Anna Słojewska z Brukseli
– Nie do wiary, że koszty waszego utrzymania ponosi społeczeństwo. I to w sytuacji, gdy nie płacicie podatków dochodowych, akcyzy ani VAT – to tylko jeden z elementów krytyki wobec dworu belgijskiego przedstawiony przez Barta De Wevera. Lider nacjonalistów flamandzkich z N-VA, największej partii jednej z dwóch społeczności językowych w Belgii. Wykluczony z rozmów koalicyjnych nie zdołał utworzyć rządu federalnego, ale został burmistrzem Antwerpii, największego miasta Flandrii.
Krytyką monarchii znów wywołał poruszenie w Belgii, choć jak twierdzą jego przeciwnicy, nic w niej zaskakującego. Skoro Bart De Wever jest zwolennikiem podziału Belgii i samodzielnego funkcjonowania bogatszej Flandrii, to nie może przecież kibicować monarchii, która pozostaje jednym z ostatnich wspólnych symboli tego państwa.
Ale De Wever nie jest osamotniony. Listy do następcy tronu księcia Filipa napisali szefowie pięciu partii flamandzkich – wszystkich poza socjalistami. Zrobili to na propozycję flamandzkiego tygodnika Knack, który następnie opublikował ich słowa. Najdalej idzie oczywiście lider nacjonalistów, ale także chadecy, liberałowie czy zieloni wskazują na anachroniczność sytuacji. Gdy tylko przez fakt bycia potomkiem rodziny królewskiej, bez żadnego mandatu demokratycznego, uzyskuje się wpływ na losy kraju.
W Belgii król odgrywa nie tylko rolę ceremonialną, jak ma to miejsce we wszystkich innych europejskich monarchiach. Ponieważ kraj ten jest coraz boleśniej podzielony, to rolą monarchy jest patronowanie rozmowom koalicyjnym. To on wyznacza po wyborach parlamentarnych polityka odpowiedzialnego za wstępne negocjacje między partiami, regionami i społecznościami językowymi. Następnie wskazuje też premiera.