Wyznanie Wadyma Tituszko oburzyło dziennikarzy, którzy domagają się ukarania sprawców pobicia ich kolegów po fachu: dziennikarki telewizji Kanał 5. Olhi Snisarczuk oraz fotoreportera gazety „Kommiersant" Włada  Sodela. Do zdarzenia doszło podczas sobotnich protestów zwolenników i przeciwników władz w Kijowie. - Zostaliśmy zaatakowani przez grupę ludzi, których fotografowaliśmy – tłumaczył Sodel.

Tożsamość sprawców udało się ustalić dzięki nagraniom wideo, które trafiły do Internetu. Jednym z napastników okazał się Wadym Tituszko, członek klubu sportowego w Białej Cerkwi pod Kijowem. Został zatrzymany. Nie wiadomo, czy został przesłuchany. Własną wersje wydarzeń wyłożył w nagraniu, które trafiło do Internetu. „Biorą mnie za bandytę, tymczasem jestem sportowcem, który musi zarabiać na życie. Zarabiam jako ochroniarz podczas protestów" -  tłumaczył Tituszko. Przekonywał, że wynajęła go...opozycja, a nie rządząca Partia Regionów, jak utrzymywali przeciwnicy władz. „Mieliśmy chronić opozycję, ale prowokowały nas różne osoby, dziennikarze. Obrzucali nas obelgami. Zostałem oskarżony o pobicie dziennikarki. Nie zrobiłem jej krzywdy. Chciała mi zrobić zdjęcie telefonem, a ja tego nie lubię. Odepchnąłem ją lekko, a ona się przewróciła. Okrążyłem ją z innymi chłopcami, chroniąc przed tłumem. Bałem się, że zostanie rozdeptana" - wyznał sportowiec.

Opozycja zażądała śledztwa. - Wyznania Tituszki nie są przypadkowe. Władze szykują własna wersję oskarżeń, że mężczyzna, wynajęty przez opozycję pobił dziennikarzy – mówił Arsenij Jaceniuk, przywódca opozycyjnej frakcji partii Bat'kiwszczyna w parlamencie.

Obawy Jaceniuka okazały się uzasadnione: doradczyni prezydenta Wiktora Janukowycza oraz deputowana Partii Regionów Hanna Herman oświadczyła z trybuny parlamentu, że podczas sobotnich protestów doszło do prowokacji, a za pobicie dziennikarzy odpowiadają... opozycjoniści.