Turcja rozwija się za rządów Erdogana w błyskawicznym tempie. Nigdy jeszcze poziom dobrobytu narodu nie był tak wysoki jak obecnie. Jakie są źródła obecnej frustracji?
Bezpośrednią przyczyną było osobiste zaangażowanie premiera w budowę kompleksu handlowego na placu Taksim w Stambule, w miejscu publicznego parku. To tak jakby Donald Tusk pojechał np. do Poznania i decydował tam, gdzie co budować. To jedna sprawa. Inną jest, że demonstranci skandowali na placu Taksim slogan, który po polsku brzmi „na zdrowie", nawiązując tym samym do niedawnej ustawy zaostrzającej przepisy o handlu napojami alkoholowymi. Ustawa powstała szybko i bez należytej dyskusji społecznej. Takie działania nie wywołują zachwytu sporej części społeczeństwa dopatrującego się w tej ustawie próby wprowadzenie całkowitego zakazu alkoholu, jak w niektórych państwach islamskich. Sam premier dolał oliwy do ognia, występując w niedzielę w telewizji, gdzie nazwał alkoholikiem każdego, kto spożywa alkohol.
Premier Erdogan był od samego początku oskarżany o chęć islamizacji Turcji i odejścia od tradycji sekularyzmu i laickości państwa. Nic takiego nie nastąpiło.
Nie nastąpiło, ale inicjatywy premiera i jego ugrupowania zmierzają w tym kierunku. Weźmy zmiany w szkolnictwie i rozbudowę szkół islamskich. Tzw. imam hatip, czyli szkoły religijne, przyjmują już uczniów po czterech latach podstawówki, a więc po pierwszym etapie nauki. Dawniej można było w nich się uczyć dopiero po ukończeniu szkoły podstawowej, czyli po ośmiu latach nauki. Co więcej, w całym kraju powstaje coraz więcej szkół religijnych kosztem podstawowych, tych z pierwszymi czterema klasami. Wielu rodziców nie ma wyboru i zmuszonych jest do wysłania dzieci do szkół religijnych. W dodatku do programów wielu rodzajów szkół wprowadzana jest religia w rozszerzonym wymiarze jako przedmiot obligatoryjny. Cel jest oczywisty: islamizacja społeczeństwa.
Rozwojem sytuacji w Turcji i jej destabilizacją zaniepokojony jest Zachód, zwłaszcza USA i UE. Są zarzuty szczególnej brutalności policji w tłumieniu protestów.
Erdogan jest politykiem, który nie cofa się przed konfrontacją. Zapowiada na przykład, że może wyprowadzić na ulice więcej swych zwolenników niż demonstranci. Mogłoby mu się to udać, ale grozi to destabilizacją kraju. Turcja znajduje się w trakcie normalizacji relacji z mniejszością kurdyjską. Destabilizacja systemu politycznego cofnie ten proces o lata.