Tomasz Deptuła z Nowego Jorku
Negocjowany obecnie w Senacie USA projekt reformy imigracyjnej przewiduje znaczne zaostrzenie restrykcji programów wymiany kulturalnej, z których korzysta co roku ponad 100 tys. ludzi z całego świata.
W założeniu wizy J-1 uprawniające do podjęcia pracy u określonego pracodawcy mają na celu promocję amerykańskiej kultury, naukę języka i możliwość zwiedzenia kraju. Pracodawcy ściągający studentów zza granicy w ramach programów wymiany nie muszą oferować miejsc pracy na amerykańskim rynku. Oszczędzają też, nie płacąc składek ubezpieczeń społecznych i medycznych. W ubiegłym roku z możliwości letniej wymiany skorzystało 92 tys. zagranicznych studentów, w tym wielu Polaków. Dodatkowe 13,7 tys. osób z wizami J-1 stanowiły opiekunki do dzieci i ściągnięte w ramach programu „au pair".
Teraz przepisy te mają się zmienić. Zgodnie z projektem – tym samym, który przewiduje m.in. amnestię dla nielegalnych imigrantów i zniesienie wiz dla Polaków – zagraniczne agencje zajmujące się sprowadzaniem do USA potencjalnych pracowników będą się musiały rejestrować w Departamencie Stanu USA. Nie będą też miały prawa pobierania opłat od potencjalnych pracowników. Z kolei pracodawcy w USA będą odpowiedzialni za nadużycia popełnione przez zagranicznych pośredników. Zarówno agenci zajmujący się rekrutacją, jak i sami pracodawcy twierdzą, że restrykcje te w praktyce oznaczają koniec programów wymiany kulturalnej.
Zmiany w projekcie reformy imigracyjnej wymogły związki zawodowe oraz lobby walczące z przemytem taniej siły roboczej. Od lat zwracano uwagę na coraz liczniejsze nadużycia. W tym roku głośny stał się protest ściągniętych do Pensylwanii studentów, którzy najpierw musieli sporo zapłacić pośrednikom za możliwość przyjazdu do USA, a potem zmuszono ich do pracy w fabrykach i restauracjach z fast foodem, włącznie z placówkami McDonald's.