W Szwecji i Finlandii – czyli dwóch krajach nordyckich, które w przeciwieństwie do Norwegii, Danii i Islandii nie należą do Sojuszu Północnoatlantyckiego – wiele się ostatnio mówi o bezpieczeństwie.
Najbardziej zaskoczył Sauli Niinistö, prezydent Finlandii, mającej 1300 kilometrów granicy z Rosją, wspominając kilka dni temu w wywiadzie dla fińskiej telewizji publicznej YLE, że trzeba rozważyć wstąpienie do Sojuszu: – Nie sądzę, by drzwi do NATO były dla nas zamknięte. Możemy się w każdej chwili starać o członkostwo – powiedział Niinistö.
W pierwszej połowie czerwca telewizja YLE przeprowadziła sondaż, w którym zadano pytanie, co powinna zrobić Finlandia, jeżeli jej zachodni sąsiad, Szwecja, wstąpiłby do NATO.
Bo w Szwecji o bezpieczeństwie, a ściślej jego braku, mówi się dużo, od kiedy głównodowodzący sił zbrojnych gen. Sverker Göranson oświadczył, że jego kraj nie byłby się sam w stanie bronić dłużej niż tydzień. A dokładniej, że przez ten czas szwedzka armia dałaby sobie radę z obroną tylko części terytorium królestwa.
To całe ożywienie w Skandynawii nie doprowadzi jednak do szybkiego powiększenia się sojuszu o dwóch nowych członków, bo nadal więcej jest Szwedów i Finów niechętnych wstąpieniu do NATO niż zwolenników.