Atak na moralny autorytet – tak przedstawia tygodnik „Spiegel” oskarżenia pod adresem przewodniczącego Bundestagu Norberta Lammerta, który miał przed 40 laty popełnić plagiat, pisząc pracę doktorską. Lammert jest formalnie drugą po prezydencie osobistością w RFN i jako członek partii Angeli Merkel jest postrzegany jako przedstawiciel obecnej ekipy rządzącej.
To właśnie rodzi podejrzenia, że oskarżenia o plagiat nie są czystym przypadkiem, lecz przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu mają do spełnienia ściśle określoną funkcję. Tym bardziej że Norbert Lammert nie tai, iż ma ambicje utrzymania po wyborach zajmowanego obecnie stanowiska.
Sprawa polityczna
Niemieckie media informują obszernie o oskarżeniach pod adresem Lammerta, starając się nie przesądzać sprawy. Ale takie tytuły jak w „Süddeutsche Zeitung”: „Ktoś nie popracował solidnie – ale kto?”, dają wiele do myślenia. Czy niesolidnie sprawdził treść pracy doktorskiej Lammerta anonimowy łowca plagiatów ukrywający się pod pseudonimem Schmidt czy też sam szef Bundestagu przed laty? Wydaje się, że Schmidt jest wiarygodny, gdyż wykrył już plagiaty kilku ważnych osobistości.
Zwiewnej atmosfery podejrzenia nie rozwiały ani zapewnienia Lammerta, że pisał pracę uczciwie, ani fakt, że umieścił jej tekst w Internecie, dając każdemu możliwość wyrobienia sobie opinii. Poszukiwacz plagiatów Schmidt ślęczał podobno nad pracą 250 godzin i doszedł do wniosku, że na 42 stronach są „nieprawidłowości”.
„Die Welt” dokonał ich przeglądu i doszedł do wniosku, że jest ich niewiele i sprowadzają się np. do braku litery „h” w jednym nazwisku, umieszczenia w przypisach nieistniejącego źródła i wielu innych podobnych rzeczy.