Wakacje, które Barack Obama rozpoczął w ostatni weekend na wyspie Martha’s Vineyard, nie będą beztroskie. Prezydenta USA czeka poważne starcie z Kongresem w sprawie reformy imigracyjnej i budżetu. Plany polityczne Białego Domu komplikuje dodatkowo sprawa Edwarda Snowdena i programów inwigilacji, z których administracja musi się gęsto tłumaczyć.
Tuż przed wyjazdem prezydent na ośmiodniowe wakacje musiał usprawiedliwiać swoją decyzję o odwołaniu spotkania z prezydentem Rosji Władimirem Putinem w Moskwie. Sporo mówił na temat stosunków amerykańsko-rosyjskich, wyjaśniając, że sprawa Snowdena i przyznanie mu azylu były jedynie kroplą, która przelała czarę goryczy.
Wymienił tu m.in. różnice zdań w sprawie Syrii i kwestii praw człowieka. „W wielu sprawach liczyliśmy na postęp, ale Rosja nie wykonała żadnego manewru” – mówił prezydent, który skarżył się, że w ostatnich czasach retoryka Kremla stała się zimnowojenna i antyamerykańska.
Opowiedział się natomiast przeciwko bojkotowi przyszłorocznych zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi, mimo krytykowanej przez amerykańskie środowiska gejowskie rosyjskiej ustawy penalizującej zachowania homoseksualne. Potwierdził też, że pomimo odwołania szczytu z Putinem pojedzie do St. Petersburga na szczyt G20.
Kryzys w stosunkach z Kremlem to jednak tylko część problemów Obamy. Ujawnienie programów inwigilacji, zapoczątkowanych zresztą za kadencji jego poprzednika George’a W. Busha wyraźnie osłabia pozycję polityczną Białego Domu, bo głosy krytyki płyną zarówno z prawej, jak i z lewej strony. Uwidoczniło się to już w sondażach poparcia dla Obamy, które po ujawnieniu rewelacji Snowdena wyraźnie spadły.