E-śmieci „darem” dla Afryki

Zachód zalewa kraje rozwijające się zużytym sprzętem elektronicznym, trując przy okazji lokalną ludność.

Publikacja: 07.09.2013 08:44

Ghana. Tu trafia wyjątkowo dużo elektronicznych odpadów

Ghana. Tu trafia wyjątkowo dużo elektronicznych odpadów

Foto: Corbis

Na papierze wszystko wygląda w porządku. UE jako lider myślenia ekologicznego zajmuje się poważnie swoimi śmieciami, w tym rosnącą najszybciej górą odpadów elektronicznych. Ustawia obowiązkowe limity recyklingu i wydaje zakaz wywożenia e-śmieci do krajów niebędących członkami OECD, które podejrzewa się o brak profesjonalnych miejsc do recyklingu niebezpiecznych odpadów.

Świadomy klient oddaje więc stary komputer czy telefon komórkowy do sklepu lub punktu zbierania zużytego sprzętu. Detalista ma umowę z pośrednikiem, który przejmuje od niego zużyte urządzenia. Oddaje je następnie firmie recyklingowej, która w profesjonalny sposób niszczy sprzęt, oddzielając elementy bezpieczne od tych toksycznych. A europejski klient może ze spokojnym sumieniem cieszyć się nowym smartfonem czy tabletem. Tak w przybliżeniu powinien wyglądać łańcuch e-śmieci.

Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Jak to działa, pokazali trzy lata temu ekologiczni śledczy z brytyjskiej organizacji pozarządowej Environmental Investigation Agency (EIA). Gdy udali się do lokalnych centrów śmieciowych, usłyszeli o tym teoretycznym sprawnym łańcuchu recyklingu. Zapewniono ich, że co prawda centra współpracują z firmami handlowymi, które potem mogą eksportować zużyty sprzęt do krajów rozwijających się. Ale – zgodnie z wymogami UE – tylko ten działający, a nie e-śmieci.

– Nasi ludzie, udając studentów, pomagali w tych miejscach i zostawili tam dwa niedziałające odbiorniki telewizyjne. We wnętrzu każdego z nich zamontowaliśmy GPS – opowiada „Rz" Fionnuala Walravens z EIA. Gdyby przeprowadzono właściwe testy, wykazałyby one, że telewizory nie działają, i zostałyby na swoim miejscu. GPS pokazał jednak, że sprzęt rusza w podróż, najpierw po Wielkiej Brytanii, a potem za morze do Afryki. Pierwszy z nich dotarł do Akry, stolicy Ghany. Został zakupiony przez klienta, do którego EIA potem dotarła. Gdy nabywca zorientował się, że nie działa, wyrzucił go na zwykły śmietnik. Drugi z telewizorów był w drodze do Nigerii, gdy zaalarmowani przez EIA celnicy zatrzymali transport. Okazało się, że cały kontener wypełniały niedziałające telewizory.

Model biznesowy „zagospodarowania" e-śmieci jest prosty. Zazwyczaj firmy eksportujące je do Afryki są własnością samych Afrykańczyków mieszkających na Zachodzie. Oni wiedzą, jak wielki popyt jest w ich ojczyźnie na telewizory, komputery czy komórki. Ludzi nie stać jednak na najnowsze modele, zadowolą się więc starymi, używanymi egzemplarzami. Za bezcen, bo nie więcej niż kilka euro za sztukę, firmy kupują więc taki sprzęt hurtowo w Europie. Czy działa, nie ma znaczenia. W Afryce ocenia się, że z importowanego używanego sprzętu zadziała tylko co czwarta maszyna. Ale to i tak się opłaca.

Co nie zadziała, trafi na wysypisko śmieci. Wielkie miasteczka śmieciowe działają np. na przedmieściach Lagosu (Nigeria) i Akry (Ghana). Tam lokalni pracownicy próbują jeszcze odzyskać ze sprzętu to, co cenne. Głównie złoto i srebro, a także znajdującą się w kablach miedź. Przy okazji jednak bez żadnej wiedzy o toksycznych substancjach uwalniają do ziemi, wody i atmosfery mnóstwo trucizny. Wystarczy wymienić kilka cennych minerałów, które niewłaściwie traktowane są zabójcze dla ludzi i przyrody. W układach scalonych znajdziemy arsen, w płytach głównych – beryl, w starych monitorach kineskopowych – kadm i ołów, w nowych płaskich ekranach – rtęć, w obwodach drukowanych – ołów i selen, a w plastikowych częściach – substancje zwane ftalanami.

Według szacunków agendy ONZ ds. środowiska (UNEP) rocznie na świecie produkuje się 50 mln ton elektronicznych odpadów, z czego tylko 10 proc. poddawane jest recyklingowi. Reszta ląduje na lokalnych wysypiskach śmieci lub jest legalnie albo nielegalnie wywożona do innych krajów. Dominujący kierunek to eksport z UE, USA i Japonii do Chin, Indii i Afryki, a w szczególności Ghany, Nigerii i Kenii. Powód jest oczywisty: niskie koszty.

Amerykańska federalna agencja ochrony środowiska szacowała, że wysłanie starego monitora kineskopowego do Chin jest 10 razy tańsze niż zajęcie się nim w USA.

– Najbardziej efektywną metodą recyklingu jest ręczne rozkładanie tego sprzętu. Taniej zrobią to pracownicy w Afryce czy Azji. A przy okazji część tego sprzętu jest wcześniej używana przez biedniejszych ludzi, co też jest pozytywne – argumentuje w rozmowie z „Rz" Ruediger Kuehr, naukowiec zajmujący się gospodarką odpadami, pracujący dla ONZ oraz dla organizacji STEP, której ambicją jest całościowe rozwiązanie problemu e-śmieci. Afrykanie, w przeciwieństwie do Europejczyków, używają, co się da, do końca. I bez żadnej obowiązującej legislacji zbierają 70–80 proc. nadających się jeszcze do wykorzystania śmieci. – W Europie, jak uda się komuś osiągnąć wskaźnik recyklingu 20–30 proc., to już jest szczęśliwy – zauważa Kuehr. Do tego momentu więc wszystko jest w porządku. Problem zaczyna się jednak, gdy dochodzi do niebezpiecznych elementów, których w tych krajach nie umieją utylizować.

– Ta część powinna być z powrotem wysyłana do USA, Europy czy Japonii – argumentuje ekspert. Według niego e-śmieci to przecież wielki biznes. Rocznie do sprzętu elektronicznego wkłada się 320 ton złota i 7500 ton srebra – o łącznej wartości 21 mld dolarów. Są tam też inne cenne, a rzadkie metale. W zachodnich centrach recyklingu nowoczesne technologie pozwalają odzyskać 95 proc. tych metali, na prymitywnych wysypiskach Afryki czy Azji – tylko 25 proc.

– To nie tylko kwestia pieniędzy, ale też dostępności surowców. Rzadkich metali jest coraz mniej i przy rosnącym popycie ze strony przemysłu elektronicznego może ich w końcu zabraknąć – uważa Kuehr.

10 proc. elektronicznych odpadów poddawane jest recyklingowi. Ale więcej trafia do biednych krajów

A łatwiej je wydobyć z e-śmieci niż ze znajdujących się pod ziemią rud. Na razie jednak cenne substancje giną na wysypiskach Afryki (eksport z Europy) i Azji (eksport z USA i Japonii) i przy okazji zatruwają pracujących tam ludzi. Z badań przeprowadzonych w ich okolicach wynika, że toksyczne limity są przekroczone po kilka–kilkanaście razy. Mieszkańcy narażeni są na choroby dróg oddechowych, nowotwory czy zaburzenia układu nerwowego. To praca dla najbiedniejszych i najbardziej zdesperowanych. Agbogbloshie, wysypisko pod Akrą wielkości 11 boisk futbolowych, to krajobraz jak po katastrofie, z piętrzącymi się monitorami komputerów.

– Nie da się całkowicie zatrzymać eksportu e-śmieci do krajów rozwijających się – mówi Stephane Arditi z European Environmental Bureau, federacji zrzeszającej narodowe organizacje ekologiczne w państwach UE. Głównie dlatego, że znaczna jego część ma charakter legalny, a sprzedaż używanego sprzętu biedniejszym klientom ma sens ekonomiczny i ekologiczny.

Arditi uważa jednak, że trzeba maksymalnie ograniczyć wywóz sprzętu niedziałającego. A także namawiać producentów sprzętu elektronicznego do stosowania mniej toksycznych elementów. – Musimy pamiętać o moralnej stronie tego problemu. Europa jest wielkim użytkownikiem sprzętu elektronicznego. Musimy ponosić za to pełną odpowiedzialność, a nie podrzucać zużyty sprzęt innym – uważa Arditi. Niejednokrotnie zdarza się, że zepsute komputery trafiają do Afryki jako dary.

Same kraje afrykańskie też zaczynają dostrzegać problem. Te, które są stronami międzynarodowej konwencji z Bamako zakazującej handlu niebezpiecznymi odpadami, wydały na początku sierpnia oświadczenie. Zapowiadają w nim wspólny front w walce z e-śmieciami. Ale wśród stron konwencji z Bamako nie ma Ghany, Nigerii i Kenii – najpopularniejszych dziś miejsc przeznaczenia dla elektronicznych odpadów.

Anna Słojewska z Brukseli

Na papierze wszystko wygląda w porządku. UE jako lider myślenia ekologicznego zajmuje się poważnie swoimi śmieciami, w tym rosnącą najszybciej górą odpadów elektronicznych. Ustawia obowiązkowe limity recyklingu i wydaje zakaz wywożenia e-śmieci do krajów niebędących członkami OECD, które podejrzewa się o brak profesjonalnych miejsc do recyklingu niebezpiecznych odpadów.

Świadomy klient oddaje więc stary komputer czy telefon komórkowy do sklepu lub punktu zbierania zużytego sprzętu. Detalista ma umowę z pośrednikiem, który przejmuje od niego zużyte urządzenia. Oddaje je następnie firmie recyklingowej, która w profesjonalny sposób niszczy sprzęt, oddzielając elementy bezpieczne od tych toksycznych. A europejski klient może ze spokojnym sumieniem cieszyć się nowym smartfonem czy tabletem. Tak w przybliżeniu powinien wyglądać łańcuch e-śmieci.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021