– Dmitrij Borodin, zastępca naszego ambasadora w Hadze, został dotkliwie pobity w obecności swoich dzieci. Potem do rana był przetrzymywany razem z rodziną w komisariacie. I to wszystko działo się w Hadze, siedzibie Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości! Fakty mówią same za siebie. Domagamy się przeprosin. A ci, którzy dopuścili się takich czynów, muszą być ukarani – grzmiał wczoraj prezydent Władimir Putin.
Opis zdarzenia przez holenderskie media jest jednak nieco inny. Wszystko zaczęło się od wypadku, jaki spowodowała po pijanemu żona Borodina. Po wypadku policja odprowadziła kobietę do domu. Tu znalazła również pijanego Borodina, który zdaniem sąsiadów atakował swoje dzieci.
Spokój i emocje
– Zgodnie z konwencją wiedeńską policjanci mieli prawo go pouczyć w domu, a nie zabierać do komisariatu. To był ich błąd. Ale w żadne pobicie nie wierzę. Tak po prostu nie działa nasza policja – mówi „Rz” Marcel de Haas, profesor Uniwersytetu Groningen i czołowy znawca Rosji.
Przepraszać, przynajmniej na razie, Holendrzy nie mają zamiaru.
– Każdy kraj załatwia sprawy po swojemu. My to robimy spokojnie i po przeanalizowaniu faktów – stwierdził nie bez złośliwości szef holenderskiej dyplomacji Frans Timmermans.