Przywódca konserwatywnej UMP (Union pour un Mouvement Populaire) Jean-Francois Cope zapowiedział, że do końca roku jego partia złoży projekt ustawy likwidujący automatyczne prawo do obywatelstwa dla osób urodzonych na terenie Francji. Ten postulat od 25 lat forsuje Front Narodowy. Do tej pory nigdy jednak nie był on podjęty przez umiarkowaną prawicę.
„Prawo ziemi" zostało wprowadzone przez francuskie władze już w XIX wieku. Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami osoba, która urodziła się w Republice i między 8. a 18. rokiem życia mieszkała tu przynajmniej przez pięć lat, w chwili uzyskania pełnoletności otrzymuje z urzędu obywatelstwo. Jeśli ten ostatni warunek nie jest spełniony, musi po ukończeniu 18 lat wystąpić o naturalizację.
Zdaniem Cope taki układ nie powinien jednak obowiązywać, jeśli oboje rodzice przebywają na terenie Francji nielegalnie. Szacuje się, że nad Sekwaną „bez papierów" żyje obecnie od 200 do 400 tys. osób.
UMP zaostrza język w sprawie emigracji z powodu rosnącej popularności Frontu Narodowego. Ugrupowanie Marine Le Pen ma już w sondażach 24 proc. głosów i jest całkiem prawdopodobne, że wygra wybory do Parlamentu Europejskiego w maju przyszłego roku.
W słynnym wywiadzie dla „Le Figaro" z 1991 roku były już wówczas prezydent Valery Giscard d'Estaing przestrzegał przez „inwazją imigrantów" i zalecał zamianę prawa ziemi na prawo krwi. To system, który obowiązuje m.in. w Niemczech i zakłada, że obywatelstwo otrzymują automatycznie dzieci Niemców niezależnie od tego, czy dzieciństwo spędzili na terenie Republiki Federalnej czy poza jej terytorium.