Hitler nie był wyłącznie potworem...

...dowodzi autor biografii wodza III Rzeszy, która ukazała się właśnie w Niemczech i wzbudza wielkie emocje

Publikacja: 26.10.2013 20:00

Adolf Hitler przed makietą Linzu, miasta, które zamierzał przekształcić w jedno z centrów sztuki III

Adolf Hitler przed makietą Linzu, miasta, które zamierzał przekształcić w jedno z centrów sztuki III Rzeszy

Foto: EAST NEWS

Kto pamięta słynny film „Upadek" o ostatnich dniach Hitlera w bunkrze, przypomni sobie zapewne scenę, gdy w ogarniętym pożarami Berlinie, w odgłosach detonacji wstrząsających nawet betonową konstrukcją schronu, roztrzęsiony dyktator zajmuje się modelem architektonicznym Linzu, planując przekształcenie tego miasta w ważne centrum sztuki całej Rzeszy z licznymi galeriami, muzeami. Ta prawdziwa scena jest symbolem ucieczki obłąkanego już Führera od rzeczywistości, tuż przed nieuchronnym końcem jego świata.

Czy może to stanowić dowód, że Hitler był nie tylko potworem i zbrodniarzem wszech czasów oraz godnym na zawsze potępienia monstrum? Może miał też jakiś ludzki wymiar, może był po prostu człowiekiem, który różnił się od innych zbrodniarzy wyłącznie skalą swych zbrodni, bo tak się złożyło, że miał do dyspozycji inne środki techniczne?

Żołnierz w muzeum

Takie pytania pojawiają się obecnie w dyskusji o biografii „Adolf Hitler. Lata awansu 1889–1939" autorstwa Volkera Ullricha, historyka starszego pokolenia.

Przedstawia on Hitlera jako człowieka, o którym niewiele w końcu wiadomo. Bo czy ktokolwiek wiedział, że Adolf Hitler wykorzystując swój urlop po kontuzji w czasie I wojny światowej udał się do Berlina? I co tam robił? Odwiedzał muzea – udowadnia Volker Ullrich. Czy tak postępował zwykły żołnierz w tamtych czasach, który, jak do tej pory przedstawiano, był nieukiem, przeżywającym traumę niepowodzeń życiowych, chociażby w postaci nieudanych prób zostania artystą. Przepustką do tego świata miała być Wiedeńska Akademia Sztuk Pięknych, na którą – jak wiadomo – się nie dostał. Nie wiadomo natomiast powszechnie, że szeregowy Adolf Hitler, walczący w czasie I wojny we Francji, był odznaczany raz po raz. Wymieńmy: Żelazny Krzyż II klasy, Wojskowy Krzyż Zasługi III klasy, dyplom swego regimentu za wyjątkową odwagę, odznaczenie za odniesione rany, Żelazny Krzyż I klasy oraz odznaczenie za służbę III klasy. „Byłoby nonsensem postponowanie tych odznaczeń i próba ich dekonstrukcji" – pisze konserwatywny „Frankfurter Allgemeine Zeitung".

– „Volker Ullrich formułuje poważny zarzut pod adresem wszystkich swych poprzedników, autorów biografii Hitlera, którzy ze wstrętem odrzucali prywatność Hitlera, a jeżeli już się nią zajmowali, to wyłącznie po to, aby wyjaśniać potworność jego politycznych zbrodni" – pisał „Die Welt". Liberalny „Die Zeit" oddał głos samemu autorowi, który pisze wprost, że Hitler był zagadką i to nawet dla swych najbliższych współpracowników. Zagadką jest dalej. Innymi słowy, o Adolfie Hitlerze dowiemy się jeszcze w przyszłości znacznie więcej. Wystarczy jedynie dokładnie przekopać archiwa, nawet te niemieckie, nie mówiąc już o znajdujących się w USA czy Rosji. Dopiero wtedy ukaże się nam prawdziwa postać.

Max Aue z SS

Z nowych informacji można wyciągnąć wniosek, że bliżej Hitlerowi do Maksa Aue z głośnej powieści Jonathana Little'a „Łaskawe", postaci fikcyjnego esesmana, który był w Auschwitz i Sobiborze oraz uczestniczył w ludobójczych akcjach we Lwowie i w Charkowie. Jest inkarnacją zła, ludobójcą, homoseksualistą, kazirodcą, prawdopodobnym mordercą swej matki, ale też intelektualistą, który zachwyca się Platonem i Heglem, a jego pasją jest muzyką. Little otrzymał za swą powieść Nagrodę Gouncourtów, ale w Niemczech spotkał się z potępieniem za to, że „trywializuje zło".

Swoiste uczłowieczenie zbrodniarzy i samego Führera wbijało pewien klin w niemieckie myślenie o latach nazistowskich. Wygodniej było myśleć, że to Hitler, potwór, monstrum, psychopata i obłąkaniec doprowadził do największej klęski w dziejach Niemiec. A taki obraz jawi się z tego, co o nim napisano, o jego kobietach, rzekomym homoseksualizmie, ulubionych potrawach, owczarku, obsesjach, szaleństwie, wrogach, koszulach, ubraniach czy aspiracjach artystycznych.

Nie sposób zliczyć filmów z Hitlerem, tak samo jak publikacji książkowych. Występuje w nich niemal bez wyjątku jako potwór żądny przede wszystkim żydowskiej krwi. Jedyna odmienna narracja ostatnich lat traktowała o artystycznych zamiłowaniach Führera. Jej autorka Birgit Schwarz oceniła wysoko jego akwarele i zdolności w dziedzinie architektury. Jako że Niemcy nadal chcą uchodzić za naród poetów i myślicieli, dzieło pani Schwarz nie zostało obrzucone błotem przez krytyków. Przy tym Hitler nie był Niemcem.

Kilka miesięcy temu pojawił się bestseller Timura Vermesa „Er ist wieder da" (Powrócił). To niezwykle sprawnie skonstruowana satyra odnosząca się nie tyle do Hitlera, ile do narodu niemieckiego. Vermes ożywił Hitlera, który jakimś cudem ocalał z wojennej pożogi i pojawił się w Berlinie. Sam nie wie, co się stało, ale uczy się szybko nowego świata i po jakimś czasie znów robi karierę, by po raz kolejny uwieść Niemców. Uwieść i oszukać.

Niezrównany niemiecki analityk okresu nazistowskiego Sebastian Haffner pisał przed laty, że gdyby Hitler zniknął ze sceny w 1939 r., byłby dzisiaj uznawany za największego niemieckiego polityka wszech czasów. – Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Niemcy byli zakochani w Hitlerze i byliby mu w stanie wybaczyć nawet wojnę, gdyby ją wygrał – tłumaczył „Rz" Wolfgang Wippermann, historyk Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.

Do dzisiaj jedna czwarta obywateli RFN jest zdania, że narodowy socjalizm miał także dobre strony, jak np. polityka prorodzinna czy program budowy autostrad. Z sondaży instytutu Forsa wynika, że taką opinię prezentowało jeszcze parę lat temu prawie czterech na dziesięciu Niemców powyżej 60. roku życia. W pokoleniu ich dzieci takiego zdania było jedynie 15 proc. pytanych, lecz w pokoleniu wnuków odsetek ten wynosił już 20 proc.

Pamięć o autostradach

Jak to jest możliwe, że o największym zbrodniarzu wszech czasów niespełna 70 lat po wojnie nie wiemy wszystkiego? Czy dlatego, że kazał spalić swe archiwa? Czy może dlatego, że nie ma już w Niemczech chętnych do badań nad fenomenem Hitlera – jak twierdzi Thomas Weber, historyk z Uniwersytetu w Aberdeen.

Pracuje na zagranicznych uczelniach i udowadnia, że nie ma w Niemczech atmosfery do takich badań. – Nie organizuję już wykładów o Hitlerze, bo zainteresowanie studentów jest znikome. Nie zdobędzie się tym sposobem prestiżu naukowego – tłumaczył prof. Weberowi jeden z niemieckich historyków.

Zdaniem Webera wciąż nie ma odpowiedzi na to, jak to się stało, że Hitler po I wojnie tak szybo zdołał zebrać grono zwolenników, choć nie miał wtedy jeszcze cech przywódczych. Po drugie, nie wiadomo, co było w jego działaniach taktyką, a czego rzeczywiście miał zamiar dokonać. Jak przebiegała radykalizacja jego osobowości i co było tego przyczyną? I jakie były faktyczne umiejętności, zdolności czy talenty przyszłego wodza III Rzeszy?

Na niektóre z pytań Ullrich odpowiada rozprawiając się z wieloma mitami o Hitlerze. Jednym z nich jest przekonanie, że Hitler wyrósł w ubóstwie. Tymczasem jego rodzina miała dość dobry status materialny, a on sam nie był ascetą. Kochał drogie garnitury i zarabiał ogromne pieniądze z tantiem swego dzieła „Mein Kampf", które nakładami przebijała jedynie Biblia. Za to, że jego podobizna figurowała na znaczkach pocztowych, otrzymywał kilkanaście milionów marek rocznie. Był milionerem.

„Mein Kampf" do szkół

Prof. Weber ma rację, twierdząc, że nie ma w Niemczech atmosfery do zajmowania się Hitlerem w sposób inny niż ustalony w przez tradycję, ułatwiąjący – mówiąc brutalnie – złożenie całej winy na Hitlera.  Na straży takiej interpretacji stoją politycy, władze i prokuratura. Przykład: prokuratura w Norymberdze wszczęła kilka lat temu śledztwo w sprawie o szerzenie zakazanych symboli nazistowskich przeciwko rzeźbiarzowi Ottmarowi Hörlowi, gdyż wymyślił postać krasnala z ręką w geście nazistowskiego pozdrowienia. Wyśmiani przez media prokuratorzy dali w końcu za wygraną. Nie poddaje się jednak rząd Bawarii, który dysponuje prawami autorskimi do „Mein Kampf" i konsekwentnie odmawia zgodny na publikację dzieła wodza III Rzeszy, o co zabiega renomowany monachijski Instytut Historii Najnowszej. Ma to nastąpić dopiero za dwa lata po wygaśnięciu praw autorskich. „Mein Kampf" zostanie wyposażony w przypisy, notki i wyjaśnienia, które stanowić będą egzegezę nonsensownego dzieła Führera. Dopiero wtedy trafi pod strzechy, a zmodyfikowane wydanie całości nawet do szkół. Nie wiadomo tylko, jak zostanie przyjęte w kraju, gdzie panuje przeświadczenie, że rozliczono się już z Hitlerem.

W pewnym sensie tak jest. W indeksie nazwisk w biografii Volkera Ullricha nie ma nazwiska Lenina. To wiele znaczy, jeżeli przypomnieć słynny spór historyków w latach 80. Ernst Nolte sformułował wówczas tezę, że narodowy socjalizm był reakcją na komunizm. Nolte przegrał, a po sporze nic już właściwie nie pozostało.

Kto pamięta słynny film „Upadek" o ostatnich dniach Hitlera w bunkrze, przypomni sobie zapewne scenę, gdy w ogarniętym pożarami Berlinie, w odgłosach detonacji wstrząsających nawet betonową konstrukcją schronu, roztrzęsiony dyktator zajmuje się modelem architektonicznym Linzu, planując przekształcenie tego miasta w ważne centrum sztuki całej Rzeszy z licznymi galeriami, muzeami. Ta prawdziwa scena jest symbolem ucieczki obłąkanego już Führera od rzeczywistości, tuż przed nieuchronnym końcem jego świata.

Pozostało 94% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021