Rosja nie ogranicza swojej aktywności w polityce bliskowschodniej do Syrii i Iranu. Zainteresowała się na poważnie Egiptem, najważniejszym państwem arabskim i do niedawna przykładnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w regionie.
– Stosunki z Kairem to dla nas priorytet – zapewnił w wywiadzie dla najważniejszej egipskiej gazety „Al-Ahram" minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, który w zeszłym tygodniu odwiedził Egipt. Wraz z nim pojawił się i szef resortu obrony Siergiej Szojgu. A amerykańskie media wspominały, że Rosjanie chcą sprzedać Egipcjanom nowoczesne myśliwce MiG-29 za dwa miliardy dolarów.
Oznaczałoby to poważną zmianę w polityce bezpieczeństwa całego regionu. Egipska armia po odsunięciu w lipcu od władzy Bractwa Muzułmańskiego i islamistycznego prezydenta Mohameda Mursiego znowu jest najważniejszą siłą w kraju. Ale dotychczas łączył ją sojusz z Amerykanami, którzy wspierali ją co roku sumą 1,3 mld dolarów. Teraz, po obaleniu przez wojskowych demokratycznie wybranego prezydenta, pomoc została znacznie ograniczona. Dotyczy to i wstrzymania dostaw nowoczesnych samolotów.
– Zmiana sojusznika byłaby trudna, ale zwiększenie liczby sojuszników, czyli nieograniczanie się do Amerykanów, jest jak najbardziej możliwe. I przywraca równowagę w egipskiej polityce zagranicznej – komentuje dla „Rz" prof. Said Sadek, politolog z Amerykańskiego Uniwersytetu w Kairze, sympatyzujący z władzą, która nastała po obaleniu islamistów.
Jak dodaje, Kair celowo ociepla stosunki z Moskwą, by zasugerować Barackowi Obamie, że nie było dobrym pomysłem wspieranie Bractwa Muzułmańskiego. – Waszyngton zamienił sojusz z armią na sojusz z reżimem teokratycznym. Teraz próbuje się z tego wycofać, ale policzek wymierzony armii nie zostanie nigdy zapomniany.