Zwycięstwo 36-letniego słowackiego radykała Mariana Kotleby w wyborach samorządowych w Kraju Środkowosłowackim okazało się sporym zaskoczeniem, tym bardziej że w pierwszej turze zdecydowanym faworytem był kandydat rządzącej partii Smer, europoseł Vladimir Maňka. Tymczasem w drugiej turze Kotleba, szef szowinistycznej Ludowej Partii Nasza Słowacja, otrzymał 55 proc. głosów.
Ugrupowanie to porównywane jest do węgierskiego Jobbiku albo czeskiej Robotniczej Partii Sprawiedliwości Społecznej. Jej naczelne hasła to bunt antysystemowy, antyeuropejskość i walka z „zagrożeniem cygańskim" (Kotleba wsławił się wykupieniem gruntów, na których Cyganie zbudowali swoje osiedle, po to, by zmusić ich do rozebrania lepianek i wyniesienia się).
– Radykalizm Kotleby nie jest żadnym nowym zjawiskiem – tłumaczy „Rz" znany słowacki politolog Miroslav Kusy. – On próbował już szczęścia w wyborach cztery lata temu, ale jego ówczesne ugrupowanie zostało zdelegalizowane. Teraz udało mu się zdobyć poparcie dzięki agresywnej propagandzie. Jego hasła wyborcze są skrajnie populistyczne, oparte na deklaracji „musimy". Musimy dać ludziom pracę, musimy rozwiązać problem romski. Tyle że wódz ekstremistów nie daje oczywiście żadnej recepty, jak to zrobić.
Słowackie media piszą o szoku, jakim okazał się triumf Kotleby, i ostrzegają, że w wyborach parlamentarnych za trzy lata Nasza Słowacja może przekroczyć próg wyborczy. Część publicystów wzywa jednak do spokojnej analizy, twierdząc, że w Bańskiej Bystrzycy zdarzył się „wypadek przy pracy". – Kandydat Smeru, który prawie zwyciężył w pierwszej turze, był zbyt pewny wygranej podobnie jak jego wyborcy – mówi publicysta dziennika „Sme" Peter Morvay. – To spowodowało demobilizację wyborczą i wyjątkowo niską frekwencję. Tymczasem radykałowie jak zawsze okazali się wyjątkowo zdyscyplinowani. Jeśli jednak wziąć pod uwagę dane z całej Słowacji, to Nasza Słowacja jest wciąż znacznie pod progiem wyborczym.
Analitycy zwracają uwagę na fakt, że Kraj Środkowosłowacki jest obszarem stosunkowo ubogim, borykającym się z problemami po upadku przemysłu ciężkiego i posiadającym wysoki odsetek ludności romskiej. Bezrobocie, frustracja i brak perspektyw życiowych okazują się dobrą pożywką dla działalności skrajnych nacjonalistów. Pozostaje jednak pytanie, jak polityk wywodzący się ugrupowania balansującego na granicy legalności będzie sprawował urząd państwowy.