Anna Słojewska z Brukseli
Komisja Kultury i Edukacji Parlamentu Europejskiego będzie jutro głosowała nad raportem autorstwa Marka Migalskiego (Polska Razem) o pamięci historycznej w kulturze i edukacji. Sprawozdanie nie podoba się europejskiej lewicy, która zapowiedziała, że zagłosuje przeciw. Krytykuje ona m.in. zrównywanie komunizmu z nazizmem oraz podawanie „niemieckiej zbrodni w Katyniu" i „polskich obozów śmierci" jako przykładów kłamstw historycznych.
O tym, że zrównywanie komunizmu z nazizmem może budzić duże opory, Migalski dowiedział się, gdy przedstawił pierwszy projekt raportu na spotkaniu z tzw. sprawozdawcami cieniami, czyli przedstawicielami wszystkich pozostałych frakcji wyznaczonym do wspólnego poprawiania jego raportu. – Posłanka grupy komunistów po prostu wyszła z sali na znak protestu – mówi „Rz" europoseł.
Część europejskiej lewicy gotowa byłaby ewentualnie rozważyć potępienie stalinizmu. Taka zawężająca definicja zbrodni komunizmu to nic nowego w dyskursie europejskiej lewicy. Ale mija się ona z faktami.
– Kto strzelał do powstańców w Budapeszcie w 1956 r.? Przecież to było po śmierci Stalina. A kto wprowadził wojska Układu Warszawskiego do Czechosłowacji w 1968 r.? Kim był Pol Pot? Kto rządzi w Korei Północnej? Staliniści? – pyta retorycznie historyk Wojciech Roszkowski.