Z większości stolic zachodniej Europy dobiegają głosy potępienia działań administracji prezydenta Wiktora Janukowycza i wyrazy oburzenia z powodu brutalności Berkutu oraz sił bezpieczeństwa.
Kroki bardziej zdecydowane niż dotychczas zapowiada krytykowana za opieszałość i brak zdecydowania Unia Europejska. Wczoraj w Brukseli odbyła się narada ambasadorów państw członkowskich, która przygotowała grunt pod dzisiejsze spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw UE poświęcone sytuacji na Ukrainie.
Szefowie dyplomacji mają rozpatrzyć propozycję ukarania członków ekipy rządzącej i wspierających ich oligarchów sankcjami. Wydany w środę po południu komunikat Hermana Van Rompuya nie pozostawia złudzeń, że decyzja taka zostanie podjęta. – Rozważone zostaną wszelkie możliwe opcje, w tym wprowadzenie restrykcji przeciwko odpowiedzialnym za represje oraz łamanie praw człowieka na Ukrainie – poinformowała szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton, do tej pory ograniczająca się do ogólnikowego „wyrażania zaniepokojenia" i apeli o zaprzestanie przemocy.
Na brutalność ukraińskiej władzy zareagował przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. – Patrzyliśmy na wydarzenia minionych 24 godzin z przerażeniem i niepokojem – mówił Barroso dziennikarzom. – W najmocniejszych słowach potępiamy przemoc jako metodę rozwiązywania kryzysu politycznego i instytucjonalnego – dodał. Szef KE powtarzał jednak, że UE wzywa „obie strony" do zakończenia przemocy, i powtórzył, że w jego ocenie jedynym rozwiązaniem dla Ukrainy jest reforma konstytucyjna i powołanie rządu z reprezentacją stron konfliktu.
Bardziej zdecydowanie wypowiedział się Francois Hollande, który poparł wcześniejsze deklaracje Donalda Tuska i oświadczył, że w obecnej sytuacji widzi konieczność szybkiego wprowadzenia „sankcji celowych". Laurent Fabius, szef francuskiej dyplomacji, zapowiedział uzgodnienie z Berlinem wspólnego stanowiska. Szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt porzucił wręcz dyplomatyczny język, mówiąc, że „Janukowycz ma krew na rękach".