Tatarskie nadzieja i strach

Symferopol | Krymscy Tatarzy z trudem powrócili do ojczyzny przodków. Teraz stali się zakładnikami konfliktu Rosji i Ukrainy.

Publikacja: 03.03.2014 00:54

Tu jest nasza ojczyzna, będziemy bronić naszych rodzin – deklarują krymscy Tatarzy. Na zdjęciu demon

Tu jest nasza ojczyzna, będziemy bronić naszych rodzin – deklarują krymscy Tatarzy. Na zdjęciu demonstracja w Symferopolu

Foto: PAP/EPA

Za oknem marszrutki z wolna przesuwa się krajobraz miasta, które od kilku dni jest obiektem inwazji obcej armii. Słoneczny Symferopol wyciągnął na ulice tłum ludzi, którzy korzystając z uroków wolnego dnia, wyszli na spacer.

Emeryci z siatkami krążą po bazarze. Największa kolejka zebrała się przy sklepie „Mir drużby narodow" („Świat przyjaźni narodów"). Wielu kupujących ma wpięte w klapy pomarańczowo-czarne wstążki na cześć bohaterów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Niejako w kontrze kierowca marszrutki nastawia radio na przeboje amerykańskiego popu.

W rytm piosenki Madonny mijamy kilka banków. W oczy rzucają się długie, często kilkudziesięcioosobowe kolejki ludzi czekających na wypłacenie oszczędności. Wiele bankomatów nie działa – zabrakło w nich gotówki.

Gdzie są Tatarzy?

Chcę znaleźć tatarskie osiedle w Symferopolu, ale nikt z pytanych przeze mnie Rosjan nie jest w stanie wskazać mi drogi. Wielu twierdzi wręcz, że coś takiego w ogóle w mieście nie istnieje.

W końcu pytam kierowcy, czy wie, gdzie w Symferopolu żyją Tatarzy. – Dlaczego cię to interesuje? – podejrzliwie spogląda na mnie. Tłumaczę, że jestem polskim dziennikarzem i chciałbym porozmawiać z krymskimi Tatarami. Uspokaja się, z uśmiechem mówi, że mam szczęście, bo właśnie dojeżdżamy do miejsca, którego szukam.

Okazuje się, że kierowca, 52-letni Reczber, sam jest Tatarem. Na Krym przyjechał na początku lat 90. z Uzbekistanu. Sprzedał dorobek życia, zabrał rodzinę i wrócił na ziemię przodków. Nie kryje jednak, że być Tatarem na Krymie jest ciężko. – Rosjanie ciągle robią nam problemy, poniżają, nie szanują. Teraz jeszcze uprawiają propagandę, że my ich tutaj bijemy! Co za kłamstwo!

Od początku wspierał rewolucję w Kijowie, gdyż – jak podkreśla – była to walka o sprawiedliwość, bój ze skorumpowanym systemem. Teraz boi się o przyszłość.

Wychodzę z marszrutki w głębokie błoto. Drogi na tatarskim osiedlu Fontany nie są utwardzone. Sama dzielnica powstała w szczerym polu na obrzeżach Symferopola na początku lat 90. gdy po ponad 40 latach Tatarzy mogli w końcu wrócić do ojczyzny.

Większość przyjechała z Uzbekistanu, dokąd na rozkaz Stalina w 1944 r. zostało deportowanych prawie 200 tys. krymskich Tatarów.

Masowe wysiedlenie rozpoczęło się o świcie 18 maja, dotknęło głównie kobiet, dzieci i starszych, bo mężczyźni byli na froncie. Konfiskowano cały majątek, każdej rodzinie pozwalano wziąć ze sobą jedynie 50 kg bagażu. Był zakaz zabierania pieniędzy, odzieży, na spakowanie się pozostawiano pół godziny. Cała akcja wysiedleńcza trwała trzy dni.

Jednymi z wysiedlonych byli rodzice 63-letniego Ulkera, inżyniera, który od początku odpowiadał za budowę osiedla Fontany. Siedzimy w jego mieszkaniu, które mieści się w pierwszym wybudowanym dla Tatarów bloku w Symferopolu. Choć postawiony w 1991 roku, jest w kiepskim stanie. Ulker pokazuje plany osiedla, które przygotował. Choć zatwierdzone przez władze, nie zostały zrealizowane.

Marzenia o ojczyźnie

– Tutaj miało być centrum kultury tatarskiej, a tam szkoła. Widziałeś, jak ona wygląda teraz? Stan surowy, budowa rozpoczęła się w 1993 roku i do tej pory jej nie skończono. Zawsze Kijów dawał nam mało pieniędzy, ale do chwili objęcia rządów przez Janukowycza przynajmniej nas szanowano. Od 2010 r. zaczęła się absolutna wolnoamerykanka. Każdy się buduje, jak chce i gdzie chce. Ważne, by dał pieniądze, to one teraz rządzą Krymem – żali się inżynier.

Ulker mieszka w trzypokojowym mieszkaniu z żoną i z rodziną młodszego syna. Razem to sześć osób. Starszy syn z żoną i dziećmi mieszka dwa piętra niżej. – Bo my wszyscy musimy być blisko siebie, tak już mamy. W bloku mieszka w sumie 120 rodzin i wszyscy się znają, odwiedzają. Nauczyliśmy się, że musimy być razem, wspierać siebie, bo inaczej nie przetrwamy – podkreśla Ulker.

Wszystko, co dobrego zostało wybudowan na Fontany, to efekty zbiórek pieniędzy wśród społeczności tatarskiej. Pytam go, co sądzi o państwie ukraińskim. Mówi to samo co wszyscy Tatarzy, z którymi rozmawiałem: Ukraina to ich państwo, to ludzie, którzy Tatarów szanują. Rosjanie są zagrożeniem. Pamięć o deportacjach i mordach jest wciąż żywa.

W pewnym momencie Ulker podchodzi do regału z książkami i spomiędzy dzieł Lwa Tołstoja i encyklopedii islamu wyjmuje trzy tomy powieści historycznej poświęconej Bohdanowi Chmielnickiemu. Z uśmiechem mówi, że była to pierwsza książka, jaką przeczytał, gdy wrócił na Krym. Chciał wiedzieć, w jakim kraju teraz żyje. Od tego czasu Ukraina stała się jego państwem.

Siedzimy w salonie z jego żoną, oglądamy krymską telewizję ATR, którą bronią przed zajęciem krymscy Tatarzy. Napływają kolejne wieści na temat działań Rosji. Zinuria, żona Ulkera od 40 lat, często przymyka oczy i z niedowierzaniem kiwa głową. W pewnym momencie włącza się do rozmowy. – Chcę, żebyś napisał o naszym losie, o tym, jak ciężko być Tatarem na Krymie. Sama byłam lekarką, ale przez te wszystkie lata awanse mnie omijały. Rosjanie nie dają nam się wybić, zostawiają nam najprostsze prace. Ludzie żyją z turystyki, prowadzą marszrutki, pracują na budowach. Bo innej pracy nie ma.

Pytam, czy młodzi Tatarzy uciekają z Krymu. – Nie, dlaczego mieliby wyjeżdżać? Tyle lat czekaliśmy, żeby znów móc żyć na Krymie... To nasza ziemia, nasza ojczyzna, tu leżą kości naszych przodków. Przecież przez te wszystkie lata po wysiedleniu każdy, kto tylko mógł, starał się przybliżyć do Krymu. Ulker już w 1978 r. próbował nas sprowadzić na Krym, ale mu nie pozwolono. Przenieśliśmy się więc do Kubania, bo to było kilka tysięcy kilometrów bliżej. I czekaliśmy, jak wielu. Teraz jesteśmy znów na naszej ziemi, ale wciąż nie możemy zaznać spokoju.

Pytania o przyszłość

Wprost z mieszkania Ulkera i Zinurii jadę pod siedzibę krymskiej telewizji. Przecinam osiedle Fontany. Kilka dużych bloków, ogromne wolne przestrzenie, dużo bezdomnych psów, błoto, wiele domów jednorodzinnych postawionych z własnoręcznie robionych cegieł. Nad jednym z nielicznych placów zabaw dumnie powiewa flaga krymskich Tatarów.

Gdy dojeżdżam pod siedzibę ATR, przed jej bramą spotykam kilkunastu Tatarów. Wszyscy żywo rozmawiają o sobotniej decyzji rosyjskiej Rady Federacji, która udzieliła zgody Władimirowi Putinowi na użycie sił zbrojnych na Ukrainie. – Zachód i Europa nas sprzedali! My za wszelką cenę chcieliśmy do Unii Europejskiej, a teraz co? Będziemy żyli w Rosji? – emocjonuje się 47-letni Ernest.

Rozczarowanie i złość na świat zachodni są powszechne wśród Tatarów. Teraz czekają już nie na reakcję Waszyngtonu czy Brukseli, ale na to, co zrobi świat muzułmański. – Może chociaż nasi bracia w wierze nas nie zostawią – mówi 33-letni Osman. Jak większość zebranych pod siedzibą krymskiej telewizji Tatarów pracuje w turystyce. Gdy tylko usłyszał o rosyjskiej decyzji, od razu wsiadł do samochodo i przyjechał do przyjaciół zebranych pod bramą telewizji. Systematycznie pojawiały się kolejne samochody, tym razem z jedzeniem i ciepłym ubraniem.

Jeden z Tatarów przyjechał wozem, z którego na co dzień sprzedaje kawę na ulicy. Teraz każdy może napić się ciepłego napoju za darmo. Osman wyjmuje telefon i pokazuje zdjęcia rodziny. Ma trójkę dzieci, najmłodsza córka ma osiem miesięcy. Do tej pory twardy i zły, teraz mówi ze łzami w oczach. – I co my mamy zrobić? O nas, starych, się nie boję, ale co będzie z dziećmi? Jaka będzie ich przyszłość? W Rosji? Przecież my sami nic zrobić nie możemy, rozstrzelaliby nas w pięć sekund...

Mimo poczucia beznadziejności Osman i Ernest, a także pozostali Tatarzy zostali przed bramą telewizji na całą noc. Kilka kilometrów dalej na osiedlu Fontany znów w kilku miejscach rozpalono ogniska, wokół których zebrali się mężczyźni gotowi bronić swoich rodzin.

W sobotę dzięki dekretowi Rady Federacji strach na Krymie zyskał twarz. Twarz rosyjskiego żołnierza.

Za oknem marszrutki z wolna przesuwa się krajobraz miasta, które od kilku dni jest obiektem inwazji obcej armii. Słoneczny Symferopol wyciągnął na ulice tłum ludzi, którzy korzystając z uroków wolnego dnia, wyszli na spacer.

Emeryci z siatkami krążą po bazarze. Największa kolejka zebrała się przy sklepie „Mir drużby narodow" („Świat przyjaźni narodów"). Wielu kupujących ma wpięte w klapy pomarańczowo-czarne wstążki na cześć bohaterów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Niejako w kontrze kierowca marszrutki nastawia radio na przeboje amerykańskiego popu.

Pozostało 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022