Negocjacje między szefami dyplomacji Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Rosji i Ukrainy mają się odbyć już w przyszłym tygodniu, choć ich dokładny termin i miejsce nie są jeszcze znane. Po raz pierwszy od wybuchu konfliktu Moskwa zgodziła się, aby zaprosić do stołu rokowań przedstawicieli władz w Kijowie.
– To jest coś, czego nie należy lekceważyć – uważa sekretarz stanu USA John Kerry.
Jego rosyjski odpowiednik stawia jednak niepokojący dla Ukraińców warunek. Chce, aby za stołem rokowań znalazło się jeszcze jedno miejsce: dla przedstawicieli rosyjskich separatystów z Doniecka, Charkowa, Ługańska i innych regionów wschodniej Ukrainy. Zgoda na taki wariant de facto oznaczałaby, że rząd Arsenija Jaceniuka sprawuje tylko ograniczoną kontrolę nad częścią terytorium kraju.
– To mają być rozmowy na poziomie ministrów spraw zagranicznych, a z tego, co wiem, Ukraina ma tylko jednego ministra spraw zagranicznych. Udziału przedstawicieli separatystów nie przewidujemy – ucina w rozmowie z „Rz" Maja Kocijancic, rzeczniczka przedstawicielki Unii ds. zagranicznych Catherine Ashton.
Stefan Meister, ekspert European Council on Foreign Relations w Berlinie, uważa jednak, że o ile Stany Zjednoczone nie zgodzą się na warunki stawiane przez Kreml, o tyle niektóre kraje Unii są do tego skłonne.