Niemcy stają się alfonsem Europy

W żadnym państwie europejskim prostytucja nie rozkwita w tak szybkim tempie jak u naszych zachodnich sąsiadów.

Publikacja: 10.05.2014 14:00

Marcus Eberhard ma 44 lata. Jest z wykształcenia kucharzem i nie czyni tajemnicy, jak zarobił swe miliony. Jest właścicielem 19 domów publicznych w całych Niemczech. Stać go na ?20 tys. euro grzywny za jazdę po alkoholu swoim porsche. Milion euro wydał, jak twierdzi, na kupno tytułu książęcego od Frederica von Anhalta, playboya znanego jedynie z tego, że jest mężem 97-letniej aktorki Zsa Zsa Gabor i lubi samochody Bentley.

Od tej pory Marcus to Prinz von Anhalt. Tak przynajmniej tytułują go niemieckie tabloidy, donosząc raz po raz o szczegółach z życia najbardziej znanego w Niemczech stręczyciela. Sam twierdzi, że pracuje dla niego 100 prostytutek. Zapewne jest ich znacznie więcej, ale książę nie zdradza swoich wszystkich sekretów biznesowych. Ma z tego powodu raz po raz problemy z policją skarbową, co umiejętnie przekształca w darmową reklamę.

Jak niedawno na lotnisku we Frankfurcie. Przed odlotem do Dubaju znaleziono w jego bagażu 19 tys. euro, dopuszczalna suma to 10 tys. Oskarżony o oszustwa podatkowe trafił do aresztu. Jak obliczył „Der Spiegel", Marcus spędził w swoim życiu już cztery lata za kratkami.

Były kucharz nie jest jedynym, który na nierządzie zrobił w Niemczech w ostatnich dziesięcioleciach fortunę. Nie mniej znany jest Jürgen Rudloff posiadający kilka luksusowych burdeli w największych miastach. Jest prawdziwym celebrytą i częstym gościem programów publicystycznych. Udowadnia przed kamerami, że w jego branży wszystko jest w najlepszym porządku i nigdy nie zetknął się np. ze zjawiskiem zmuszania do prostytucji kobiet zwabionych do Niemiec z Rumunii, Bułgarii czy Ukrainy. Traktuje swą obecność w TV jako promocję całej branży, która jej na dobrą sprawę nie potrzebuje, gdyż interes kręci się świetnie.

Za blisko Francji

Niemcy mają obok Holandii najbardziej liberalne prawo w Unii Europejskiej w tej dziedzinie. Prostytucja jest zawodem jak każdy inny, prostytutki powinny nie tylko płacić podatki, ale też korzystać z ubezpieczeń społecznych, z zasiłków dla bezrobotnych, przechodzić na emeryturę jak inne kobiety i dysponować swym ciałem według własnego uznania.

Takie były założenia ustawy z 2002 roku przeforsowanej z inicjatywy Zielonych przez koalicyjny rząd Gerharda Schrödera (SPD).

– Nie może tak dalej być, aby łatwiej było zarejestrować burdel, niż otworzyć restaurację. Ustawa ta wymaga zasadniczej nowelizacji – przekonuje „Rz" Thorsten Klein, rzecznik rządu Kraju Saary. Wie, o czym mówi – jest także szefem specjalnego zespołu ds. prostytucji, który analizuje na bieżąco poczynania branży w tym niewielkim landzie niemieckim graniczącym z Francją.

W ostatnich miesiącach zjechały do niego setki prostytutek świadczyć swe usługi na ulicach, w parkach, na leśnych traktach i parkingach, nie mówiąc już o wynajętych mieszkaniach, hotelach i oczywiście agencjach wyrosłych jak grzyby po deszczu.

Powód był prosty. Francuskie Zgromadzenie Narodowe uchwaliło w grudniu ubiegłego roku ustawę przewidującą grzywny dla klientów prostytutek w wysokości 1,5 tys. euro. Wielu z nich szuka więc zakazanych w ich kraju usług u sąsiadów. Zresztą już wcześniej Francuzi odkryli uroki Niemiec, gdyż w ich kraju obowiązuje od 2003 roku zakaz wprowadzony z inspiracji ówczesnego szefa MSW Nicolasa Sarkozy'ego „pasywnego oferowania usług seksualnych". Grzywną było więc karane ostentacyjne zachowanie w miejscach publicznych mające na celu doprowadzenie do zbliżenia seksualnego. W Niemczech to czysta abstrakcja.

Prezerwatywa obowiązkowa

W Saarbrücken trwa już budowa największego domu publicznego w południowych Niemczech. Jest właściwie na ukończeniu. Kompleks ma powierzchnię 4,5 tys. metrów kwadratowych. Wiadomo już, że wstęp do tego przybytku kosztować będzie 60 – 70 euro. Kto zapragnie bliższego kontaktu z jedną z setki pracujących tam pań, będzie musiał wynegocjować cenę za konkretne usługi.

Na razie miasto broni się jak może przed ekspansją branży uciech seksualnych. – Leżymy w sercu Europy, co dodatkowo zwiększa atrakcyjność naszego landu – tłumaczy rzecznik Klein.

Ograniczono więc możliwość oferowania usług seksualnych na trzech tylko ulicach, i to jedynie od 22 do 6 rano. Wprowadzono też nakaz używania prezerwatyw, co rozśmieszyło wszystkich wtajemniczonych w arkana tej branży. – Kobieta może dochodzić swych praw w sądzie wobec klientów niestosujących się w określonych okolicznościach do podstawowego wymogu higieny – broni decyzji landu jego rzecznik.

Najpoważniejszym jednak przedsięwzięciem Kraju Saary jest projekt uchwały wniesiony do izby wyższej parlamentu Bundesratu. Zawiera apel do rządu, aby do końca tego roku doprowadził do nowelizacji obecnej ustawy, ułatwiając walkę z procederem zmuszania do nierządu.

Czy będzie zakaz ?„flat rate"?

Zdaniem policji ogromna większość działających w Niemczech prostytutek jest zmuszona do nierządu przez bandy alfonsów, rockersów czy etniczne organizacje przestępcze zajmujące się handlem żywym towarem. Tym bardziej, że ponad połowa z nich to imigrantki, głównie z Europy Wschodniej. Jednak w 2012 roku było jedynie 538 wyroków skazujących za przestępstwa tego rodzaju.

– Nie ulega wątpliwości, że ustawa wymaga nowelizacji i bardziej precyzyjnych regulacji eliminujących wyzysk kobiet – mówi „Rz" Franziska Brantner, posłanka Zielonych.

Żadne z ugrupowań obecnych w Bundestagu nie chce jednak, aby Niemcy poszły w ślady Francji, Szwecji czy Norwegii, gdzie klientom prostytutek grożą grzywny. CDU opowiada się za karaniem jedynie klientów korzystających z usług kobiet zmuszanych do nierządu. Jak im to udowodnić, nie wiadomo. Mowa jest też o wprowadzeniu minimalnego wieku 21 lat uprawniającego do legalnego wykonywania zawodu „pracownika w sferze seksu", jak głosi oficjalna nazwa.

SPD domaga się z kolei wprowadzenia zakazu usług tzw. flat rate w domach publicznych. Polega ona na tym, że płacąc określoną sumę, klient ma prawo przez kilka godzin korzystać z usług tylu prostytutek, ilu zapragnie.

O konieczności nowelizacji ustawy przekonuje także branżowe lobby. – Jesteśmy za tym, aby wzmocnić prawa zatrudnionych w branży erotycznej. Powinni mieć dostęp do rynku reklamowego na takich samych zasadach co inne zawody – przekonuje „Rz" Astrid Gabb ze stowarzyszenia Madonna, jednej z licznych organizacji sprzeciwiających się wszelkim pomysłom kryminalizacji kontaktów z osobami świadczącymi usługi seksualne. Przypomina, że wiele z nich płaci podatek w wysokości 30 euro dziennie za pośrednictwem swych pracodawców, czyli właścicieli domów publicznych.

Analizując obecny stan rzeczy, niemieckie media nie wahają się nazywać Niemiec „największym burdelem w Unii Europejskiej" czy „najpotężniejszym alfonsem w Europie". Takie są skutki 12 lat funkcjonowania przepisów liberalizujących uprawianie prostytucji. Nikogo już dzisiaj nie dziwi, że w Bonn w wyznaczonych miejscach funkcjonują podobne do maszyn parkingowych automaty, w których prostytutki muszą się zaopatrywać w bilety wartości 6,5 euro, uzyskując tym samym prawo świadczenia tam swych usług. Podobnie jest w wielu innych miastach. Do kasy miejskiej Bonn wpływa z tego tytułu 30 – 35 tys. euro rocznie. W Kolonii wpływy z podatku od usług seksualnych wynoszą nieco ponad milion euro rocznie. W Hamburgu kilkakrotnie więcej, ale też jest to niemiecka stolica uciech seksualnych. Jest też nierzadko celem wycieczek zakładowych  organizowanych przez niemieckich pracodawców dla swych cenionych pracowników, z opłaconymi z góry wejściówkami do znanych przybytków.

Ocenia się, że w Niemczech zajmuje się zawodowo nierządem 200 – 400 tysięcy osób. Kilka procent z tej liczby to mężczyźni. Z ich usług korzysta dziennie podobno milion mężczyzn i stosunkowo niewiele kobiet. Obroty całej branży oceniane są na 12 – 14 mld euro. Ale w miarę wzrostu konkurencji spadają zarobki. Jak ocenia magazyn „Brigitte", średnie zarobki wynoszą 1500 euro miesięcznie. Seks jest dostępny już za 20–30 euro. Obywatele RFN nie chcą tego zmieniać. Z sondaży sprzed trzech lat wynika, że 78 proc. niemieckich mężczyzn opowiedziało się przeciwko zakazowi prostytucji w Niemczech. Co ciekawe, takiego zdania było 76 proc. kobiet.

Marcus Eberhard ma 44 lata. Jest z wykształcenia kucharzem i nie czyni tajemnicy, jak zarobił swe miliony. Jest właścicielem 19 domów publicznych w całych Niemczech. Stać go na ?20 tys. euro grzywny za jazdę po alkoholu swoim porsche. Milion euro wydał, jak twierdzi, na kupno tytułu książęcego od Frederica von Anhalta, playboya znanego jedynie z tego, że jest mężem 97-letniej aktorki Zsa Zsa Gabor i lubi samochody Bentley.

Od tej pory Marcus to Prinz von Anhalt. Tak przynajmniej tytułują go niemieckie tabloidy, donosząc raz po raz o szczegółach z życia najbardziej znanego w Niemczech stręczyciela. Sam twierdzi, że pracuje dla niego 100 prostytutek. Zapewne jest ich znacznie więcej, ale książę nie zdradza swoich wszystkich sekretów biznesowych. Ma z tego powodu raz po raz problemy z policją skarbową, co umiejętnie przekształca w darmową reklamę.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019