Na ulicach Pekinu pojawiły się pierwsze wojskowe transportery opancerzone. Jest ich co najmniej 150 i strzec mają spokoju w stolicy w 25. rocznicę wydarzeń na placu Tiananmen. Oficjalny komunikat władz głosi jednak, że koncentracja sił w newralgicznych punktach miasta związana jest z koniecznością szybkiej reakcji na możliwe akty terroru. Ma to być związane z zamachami terrorystycznymi, za którymi stać mają przedstawiciele ujgurskiej mniejszości z odległego zachodniego regionu Sinkiang.
W marcu tego roku terroryści wyposażeni w noże oraz materiały wybuchowe zaatakowali dworzec w Kunming w Sinkiangu. Zginęły 33 osoby, dziesiątki zostało rannych. Nie był to pierwszy atak tego rodzaju. Zdaniem chińskich władz ujgurska mniejszość etniczna w tej prowincji walczy o przekształcenie jej w niezależne państwo o nazwie Turkiestan Wschodni.
Ostatni atak terrorystów miał miejsce dwa tygodnie temu. Ujgurzy stać też mają za atakiem na placu Tiananmen w październiku ubiegłego roku, kiedy to w tłum turystów wjechał samochód, który następnie eksplodował. Zginęły trzy osoby.
Mobilizacja sił policyjnych w Pekinie ma związek nie tylko z tymi wydarzeniami. Pojazdy opancerzone zostały zaparkowane w newralgicznych punktach stolicy. Ich załogi składają się z trzech osób, w tym dwu policjantów. Zdaniem władz będą w stanie dotrzeć w ciągu trzech minut w rejon, w którym miałoby dojść do niecodziennych sytuacji.
Nie ulega jednak wątpliwości, że są to przygotowania do rocznicy masakry ?4 czerwca 1989 r. Na placu Tiananmen gromadziły się od tygodni tłumy manifestantów. Początkowo chodziło o uczczenie zmarłego wtedy Hu Yaobanga, sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin uważanego za reformatora. Potem był strajk głodowy, który przerodził się w okupację placu Niebiańskiego Spokoju. W nocy z 3 na 4 czerwca 1989 roku władze postanowiły rozprawić się ostatecznie z demonstrantami. Na plac wysłano czołgi i wojskowe transportery. Zginęło 241 osób, jak twierdzą władze, lecz niezależne źródła mówią o ponad tysiącu ofiar.