Według projektu nowej ustawy, który zgłosiła partia ekscentrycznego Władimira Żyrinowskiego, na przykład sieci społeczne, poczta internetowa czy serwisy sprzedaży biletów powinny przechowywać dane Rosjan w serwerach w Rosji. W dodatku firmy informatyczne będą musiały informować rosyjskie władze, gdzie znajdują się serwery.
„To nie będzie kosztowało grosze. Takie centrum obróbki danych kosztuje setki tysięcy dolarów, jeśli nie miliony" – powiedział agencji Rosbizneskonsulting ekspert od internetowego bezpieczeństwa Aleksiej Łukackij.
Projekt jest kolejnym krokiem do wprowadzenia pełnej kontroli internetowej aktywności obywateli. Po uchwaleniu ustawy na terenie Rosji do dyspozycji władz będą na przykład wszelka poczta internetowa, przelewy pieniężne dokonywane przez internet czy rezerwacje biletów. Wcześniej już blogerów zrównano w obowiązkach z mediami (nakazując m.in. rejestrację działalności w odpowiednim urzędzie), zablokowano też kilka niezależnych portali informacyjnych. Z Rosji wyjechał Paweł Durow, założyciel największej miejscowej sieci społecznościowej WKontaktie, ponieważ nie godził się na inwigilację użytkowników swojej sieci. W ślad za nim kraj opuściło wraz z pracownikami kilka średniej wielkości firm zajmujących się tworzeniem oprogramowania.
„Obecny projekt obejmie swym działaniem cały internet, łącznie z wewnątrzfirmowymi intranetami" – sądzi Matwiej Aleksiejew, menedżer jednej z największych rosyjskich firm internetowych Rambler.
Wśród wnioskodawców obecnego projektu jest deputowany Andriej Ługowoj związany z rosyjskimi służbami specjalnymi. Nadal jest poszukiwany przez Wielką Brytanię podejrzewającą, że brał udział w zamordowaniu Aleksieja Litwinienki – zbiegłego do Londynu byłego oficera rosyjskiego kontrwywiadu.