Hiszpania ma już nie tylko pustynie geograficzne, lecz także demograficzne. W gminie Teruel (200 kilometrów na wschód od Madrytu) mieszka mniej niż dziesięć osób na kilometr kwadratowy. Po obu stronach szosy prowadzącej z 30-tysięcznej miejscowości w kierunku morza aż po horyzont rozciągają się puste, wypalone przez letnie słońce łąki. Co kilkanaście kilometrów podróżny mija parę domów, ale wyglądają na puste, niektóre mają nawet pozabijane deskami okna. Można też spotkać bary, ale w połowie dnia nie mają klientów. Ożyją dopiero późnym wieczorem.
– W Hiszpanii o tym się raczej nie mówi, ale to problem, który przybiera coraz bardziej niepokojące rozmiary: masowa emigracja – mówi „Rz" Jorge Nunez, ekspert Centrum Europejskich Studiów Politycznych (CEPS) w Brukseli.
Najważniejsza ?stała praca
Teruel nie jest wyjątkiem. Już co trzecia gmina w Aragonii przekształciła się w demograficzną pustynię. Jeszcze gorzej jest w Kastylii i Leonie, Kastylii-La Mancha i Estremadurze. Choć Unia od 30 lat inwestowała dziesiątki miliardów euro, aby rozwinąć bardziej zacofane regiony Hiszpanii, większość lokalnych mieszkańców zdecydowała się na życie gdzie indziej.
Jeszcze pięć lat temu, przed wybuchem kryzysu, z Teruelu wyjeżdżało się za pracą niemal wyłącznie do wielkich krajowych metropolii, przede wszystkim Madrytu i Barcelony. Dziś jednak i tu o intratną posadę jest bardzo trudno. Dlatego ruszyła szeroka fala emigracji poza granice Hiszpanii.
Z niedawno opublikowanych przez Eurostat danych wynika, że w ubiegłym roku z królestwa na stałe wyjechało aż o 256 tys. osób więcej, niż się w nim osiedliło. To skala emigracji porównywalna tylko z „najazdem" Polaków na Wielką Brytanię i Irlandię tuż po poszerzeniu Unii Europejskiej dziesięć lat temu. Ale dla naszego kraju to przeszłość: w ub.r. saldo netto wyjazdów wyniosło jedynie 36 tys. osób. A Hiszpania nie ma dziś sobie równych w zjednoczonej Europie, gdy idzie o skalę emigracji.