Wielka improwizacja po szkockim rferendum

Jeśli w czwartek Szkoci postawią na niepodległość, zacznie się wielka improwizacja. W Unii takiego przypadku jeszcze nie było.

Publikacja: 13.09.2014 02:00

Charyzma lidera szkockich nacjonalistów Alexa Salmonda może zadecydować o wyniku referendum 18 wrześ

Charyzma lidera szkockich nacjonalistów Alexa Salmonda może zadecydować o wyniku referendum 18 września

Foto: AFP

Przez lata Joanne Kathleen Rowling dorobiła się fortuny na budowaniu atmosfery grozy. Ale teraz autorka „Harry'ego Pottera" sama się boi.

– Mam wrażenie, że szkockim nacjonalistom udało się wciągnąć ludzi w grę, której reguły poznają dopiero po rozpadzie Wielkiej Brytanii. I wtedy zaczną płacić za swój wybór – uznała pisarka, która latem przekazała milion funtów na kampanię zwolenników utrzymania Zjednoczonego Królestwa.

Mogę wymienić wielu królów Anglii i Szkocji wśród moich przodków – przyznaje Elżbieta II

Dwa lata temu David Cameron zdecydował się na mistrzowską, zdawało się, zagrywkę. Aby powstrzymać systematyczne ograniczanie kompetencji brytyjskiego rządu przez szkockich nacjonalistów, premier zagrał va banque i zgodził się na przeprowadzenie referendum, które rozstrzygnie o niepodległości Szkocji. Zapowiedział jednak, że jeśli Szkoci nie zdecydują się na secesję, stosunki między Edynburgiem i Londynem zostaną raz na zawsze ustalone.

W 2012 r. strategia Camerona wydawała się całkiem bezpieczna: Szkocka Partia Narodowa (SNP) nigdy nie była w stanie przekonać do swoich planów więcej niż 1/3 szkockiego elektoratu.

– Premier zapomniał o wielkiej charyzmie lidera Alexa Salmonda. Nie zdawał sobie też sprawy, jak bardzo jego konserwatywna polityka ograniczania zabezpieczeń socjalnych, dotacji dla szkół i rozbudowy infrastruktury nie spodoba się Szkotom – mówi „Rz" Stephen Tindale, ekspert londyńskiego Center for European Reform (CER).

Oficjalnym celem SNP od założenia w 1933 r. jest niezależność Szkocji. Ale dopiero publikacja przez „Sunday Times" 6 września sondażu dającego po raz pierwszy przewagę secesjonistom uświadomiła brytyjskiemu rządowi i społeczeństwu, że dni Zjednoczonego Królestwa naprawdę mogą być policzone. Jeśli, jak potwierdzają kolejne badania opinii publicznej, zwycięzcą referendum 18 września okaże się Alex Salmond, sprawy potoczą się bardzo szybko. Lider SNP chce proklamować nowe państwo już 24 marca.

Wizja zerwania 307 lat unii najpierw przeraziła rynki finansowe. Funt stracił do euro i dolara kilka procent wartości, spadając do poziomu ostatnio notowanego w środku kryzysu finansowego. Pikowały także na londyńskiej giełdzie akcje firm, które są szczególnie aktywne w Szkocji, z Royal Bank of Scotland (RBS) na czele. A eksperci zaczęli straszyć masowym odpływem kapitału z City, dziś największego obok Nowego Jorku centrum finansowego świata.

– Inwestorzy obawiają się, że secesja zwiększy prawdopodobieństwo wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii, bo Szkoci są zdecydowanie bardziej proeuropejscy niż reszta Brytyjczyków – tłumaczy „Rz" Nicolas Veron, ekonomista brukselskiego Instytutu Bruegla.

Powierzchnia ?połowy Polski

Już teraz, mimo uwzględnienia w badaniach proeuropejskich Szkotów, wyraźną przewagę w sondażach mają zwolennicy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii.

Innym problemem jest los samego funta. Aby postraszyć Szkotów, prezes Banku Anglii Mark Carney ostrzegł, że nowy kraj nie będzie mógł używać brytyjskiej waluty. Tego jednak do wiadomości Salmond nie przyjmuje i zapowiada, że Szkocja przyjmie funta „jednostronnie". Jaki to będzie miało wpływ na stabilność waluty, nie wiadomo.

Wielka Brytania zalicza się dziś do trzech najważniejszych krajów Unii. Co prawda liczbą ludności dalece ustępuje 82-milionowym Niemcom, jednak z 64 mln obywateli jest na tym samym poziomie co Francja. Odejście 5,5 mln Szkotów tę pozycję Zjednoczonego Królestwa by osłabiło. Co prawda dochód narodowy spadłby tylko o 7 proc., jednak powierzchnia państwa zmniejszyłaby się aż o 1/3. Czy dwukrotnie mniejszy (162 tys. km kw.) od Polski kraj można jeszcze zaliczać do ścisłej unijnej czołówki?

– To nie jest tylko problem Szkocji. Secesja uruchomi odśrodkową dynamikę, która postawi pod znakiem zapytania obecny status Irlandii Północnej i zwiększy presję na rzecz większej autonomii Walii. Powstanie także pytanie, czy tak okrojony kraj powinien zachować stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ wraz z prawem weta, gdy takie potęgi jak Indie czy Brazylia są go pozbawione – ostrzega Stephen Tindale.

Utrata władzy przez Londyn i tak już jest przesądzona, niezależnie od wyniku referendum. Aby powstrzymać szkockich nacjonalistów, na początku tego tygodnia liderzy trzech głównych ugrupowań politycznych: Partii Pracy, Partii Konserwatywnej i  Liberalnych Demokratów, zapowiedzieli, że w razie porażki Salmonda i tak przekażą władzom w Edynburgu nowe, bardzo poważne kompetencje, w tym prawo do samodzielnego ustalania podatków, zaciągania długów i określania wysokości zabezpieczeń socjalnych. Podobne kompetencje miałyby także otrzymać władze Irlandii Północnej, Walii i samej Anglii. Wielka Brytania jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r., a więc w iście ekspresowym tempie, zostałaby przekształcona w federację. To kolejna rewolucja, która nie przyczynia się do uspokojenia inwestorów.

Sprawę znacznie ułatwiłoby wynegocjowanie secesji z unijnymi instytucjami.

– Odwrotny proces, włączenie landów wschodnich do Unii Europejskiej, udało się przeprowadzić bez żmudnych negocjacji akcesyjnych. Na taki sam manewr w przypadku Szkocji nie pozwoli jednak Londyn – mówi „Rz" Jorge Nunez, ekspert Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS) w Brukseli.

Pozostanie Szkocji w Unii rozwiązałoby bardzo wiele problemów niepodległości: 2/3 prawa obowiązującego w krajach członkowskich powstaje w Brukseli, a nie lokalnie. Jednak dyplomaci w Radzie UE przyznają, że nowe państwo będzie musiało od nowa aplikować o członkostwo i nie otrzyma go przed upływem pięciu–sześciu lat. W tym czasie kondycja gospodarcza Szkocji, dziś jednego z najbogatszych krajów świata, może się wyraźnie pogorszyć.

– Ta niepewność jest na rękę nie tylko Hiszpanii, Włochom czy Francji, które bezpośrednio obawiają się ruchów separatystycznych, ale także większości pozostałych krajów Unii. Nikt nie chce kolejnych zmian granic w Europie w sytuacji, gdy Rosja zaczęła je zmieniać na Ukrainie siłą – podkreśla Jorge Nunez.

Alex Salmond tym sprzeciwem zbytnio się nie przejmuje. Uważa, że wszystkie straty zrekompensują pokłady ropy i gazu pod Morzem Północnym, których wartość ocenia aż na 2,5 bln dolarów.

– To jest 300 tys. funtów na każdego mieszkańca Szkocji. Zbudujemy z tych dochodów fundusz rezerw przyszłych pokoleń tak samo, jak zrobiła to Norwegia – przekonywał w ubiegłym tygodniu lider SNP na głównej ulicy Glasgow Buchanan Street.

Łodzie atomowe

Ta wizja wydaje się jednak zbyt optymistyczna. Tak jak przy innych warunkach niepodległości, i tu nie ma jasności, co przypadnie nowemu państwu. Co prawda pokłady gazu i ropy znajdują się na terenie wód przybrzeżnych Szkocji, jednak władze w Londynie chcą zastosować nie geograficzny, ale demograficzny klucz podziału cennych zasobów. Wskazują na ogromne kwoty, jakie od połowy lat 70. XX w. zainwestowano w wydobycie surowca. Takie stanowisko oznaczałoby jednak, że większość zasobów przypadłaby Anglikom, nie Szkotom.

– Sprawa może się zakończyć w sądzie arbitrażowym – twierdzi Stephen Tindale.

Londyn zupełnie inaczej niż Edynburg ocenia także wartość pokładów gazu i ropy: na zaledwie 120 mld funtów. I dodatkowo chce obciążyć młody kraj częścią długu całej Wielkiej Brytanii ocenianą na 143 mld funtów. W ten sposób już na starcie Szkocja miałaby zobowiązania odpowiadające 86 proc. swego dochodu narodowego, proporcjonalnie przynajmniej o 1/3 więcej, niż wynosi dziś zadłużenie Polski.

„Szkocja liczy, że będzie mogła utrzymać zabezpieczenia socjalne. Ale tak naprawdę będą one mniejsze" – ostrzega „Financial Times".

Problem ma także brytyjska armia. 14 atomowych łodzi podwodnych, podstawa doktryny odstraszania Londynu, stacjonuje w zatoce Faslane na północ od Glasgow. Tu znajdują się zbudowane ogromnym kosztem instalacje. Jednak Alex Salmond już zapowiedział, że w niepodległym państwie miejsca na te jednostki nie ma. Nowy kraj chce być wolny od atomu i daje Brytyjczykom maksymalnie dziesięć lat na budowę nowych baz. W Londynie zaczęto już nawet szukać ich lokalizacji: zapewne będzie to Devonport koło Plymouth w południowej Anglii.

W tej sytuacji stałym punktem odniesienia chce pozostać przynajmniej królowa. Elżbieta II ostatni raz swoje stanowisko w sprawie niepodległości Szkocji przedstawiła w... 1977 r. Stwierdziła wówczas enigmatycznie w trakcie mowy tronowej: „Mogę wymienić wielu królów i wiele królowych Anglii i Szkocji oraz książąt Walii wśród moich przodków. Dlatego rozumiem te (separatystyczne – red.) aspiracje. Ale nie mogę zapomnieć, że zostałam koronowana na królową Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej".

Od tego czasu, a już z pewnością w ostatnich miesiącach, monarchini starannie unika jasnych deklaracji, czy popiera niepodległość Szkocji czy też jest jej przeciwna. Elżbieta II jest dziś głową 16 niezależnych państw, w tym Kanady i Tuvalu. Jeśli Alex Salmond 18 września zwycięży, dopisze do tej listy Szkocję.

Przez lata Joanne Kathleen Rowling dorobiła się fortuny na budowaniu atmosfery grozy. Ale teraz autorka „Harry'ego Pottera" sama się boi.

– Mam wrażenie, że szkockim nacjonalistom udało się wciągnąć ludzi w grę, której reguły poznają dopiero po rozpadzie Wielkiej Brytanii. I wtedy zaczną płacić za swój wybór – uznała pisarka, która latem przekazała milion funtów na kampanię zwolenników utrzymania Zjednoczonego Królestwa.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022