W okolicach miasta Chilpancingo w stanie Guerrero na południu Meksyku odnaleziono masowy grób, w którym spoczywa nieznana jeszcze liczba ofiar popełnionej niedawno zbrodni. Mieszkańcy miasta skojarzyli grób z historią 43 studentów, którzy zaginęli  po starciach z policją w pobliskiej miejscowości Iguala.

Studenci ostatnich lat pracujący w szkołach na prowincji (tzw. normalistas) protestowali przeciwko rosnącym opłatom za naukę i złym warunkom odbywania praktyk. Zostali brutalnie zaatakowani przez oddział policji. Funkcjonariusze otworzyli ogień do autobusów, którymi przyjechali studenci, zabijając sześciu z nich.

Duża grupa demonstrantów została skuta kajdankami i wywieziona w nieznanym kierunku. Istnieją obawy, że mogła zostać przekazana bandytom z mafii narkotykowej, którzy uważają nauczycieli za podżegaczy chłopów. Właśnie takim tropem szło śledztwo zarządzone przez prokuratora stanu Guerrero Iñakiego Blanco.

W Meksyku masowe zbrodnie nie są niestety czymś wyjątkowym – od 2006 r. w wojnie prowadzonej przez rząd z kartelami narkotykowymi zginęło ponad 80 tys. ludzi, a los ponad 20 tys. jest nieznany. Zdarza się, że bandytom pomagają skorumpowani stróże prawa. Tak też mogło być i tym razem, bo świadkowie twierdzą, że policjanci celowo wywieźli studentów z miasta. W trakcie prowadzonego przez władze dochodzenia zatrzymano już 22 funkcjonariuszy podejrzewanych o związki z bandytami.

Niestety, wyjaśnienie nawet ciężkich zbrodni, w które zamieszani byli przedstawiciele władz, nie jest w Meksyku łatwe. Do dzisiaj nie udało się np. zidentyfikować i ukarać winnych tzw. masakry z Tlatelolco (kilka dni przed otwarciem olimpiady w 1968 r. siły bezpieczeństwa zabiły kilkudziesięciu studentów protestujących w stolicy). Właśnie podczas obchodów rocznicy tamtych wydarzeń padły żądania wyjaśnienia losów studentów ze stanu Guerrero.