Od kilku dni mieszkańcy Belgradu przeżywają najazd setek pojazdów bojowych. Stojący wzdłuż wybrzeża Sawy sprzęt został starannie odmalowany. Obok trwają ćwiczenia musztry, na rzece pojawiły się wojskowe łodzie patrolowe, nad miastem zaś krążą helikoptery. W ten sposób armia serbska przygotowuje się do wielkiej defilady, która odbędzie się w czwartek dla uczczenia 70. rocznicy wyzwolenia stolicy Serbii (wówczas Jugosławii) spod okupacji niemieckiej.
Powodem dużego zainteresowania tym wydarzeniem jest nie tylko fakt, że będzie to pierwsza od 1985 r. parada wojskowa w Belgradzie, ale także osoba najważniejszego gościa tego wydarzenia, którym będzie Władimir Putin. To z powodu jego wizyty parada z udziałem 4,5 tys. żołnierzy odbędzie się cztery dni przed faktyczną rocznicą.
Ambasador Rosji Aleksander Czepurin poinformował, że Putin zamierza nadać swojej wizycie najwyższą rangę. Podczas uroczystości wygłosi przemówienie i złoży wieńce na cmentarzu wyzwolicieli miasta (serbska stolica została zajęta 20 września 1944 r. przez Armię Czerwoną wspomaganą przez partyzantów jugosłowiańskich).
Oczywiście nie chodzi tylko o historię. Dla Rosji zmagającej się z międzynarodowym ostracyzmem z powodu ingerencji na wschodniej Ukrainie cenny jest każdy przykład solidarności i rozwoju relacji gospodarczych. W Europie mało który region nadaje się do takiej „ofensywy uśmiechu" równie dobrze jak pamiętające wyzwolenie spod zaboru tureckiego prawosławne w większości Bałkany i południowa część Europy Środkowej.
Kilka państw tego regionu – Serbia, serbska część Bośni, Macednia – deklaruje, że Moskwa jest ich kluczowym partnerem. Nawet część nowych państw unijnych – Bułgaria, Słowenia, Węgry i Słowacja – okazuje wyraźne prorosyjskie sympatie i sprzeciwia się polityce karania Moskwy sankcjami. Słaby ekonomicznie region (a zwłaszcza te państwa, które jeszcze nie należą do UE) liczy na wsparcie Rosji i na tańsze dostawy surowców energetycznych.