Formuła użyta w poniedziałek przez wiceministra spraw zagranicznych Grigorija Karasina zostawia Moskwie furtkę do dalszej interwencji u zachodniego sąsiada.
– Mimo brutalnej kampanii i brudnych chwytów wybory miały miejsce – przyznał rosyjski dyplomata. Ale natychmiast dodał: – Fakt, że otwarcie nacjonalistyczne i szowinistyczne siły będą reprezentowane w Radzie, stwarza dodatkowe zagrożenie użycia siły i przelewu krwi.
Moskwa miała nadzieję, że bezwzględną większość w nowym parlamencie uzyska Blok Petra Poroszenki. Kreml doszedł już w ostatnich miesiącach do porozumienia z nowym prezydentem, m.in. zmuszając go do zaakceptowania niekorzystnego dla Ukrainy zawieszenia broni w Donbasie oraz odłożenia terminu wejścia w życie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Jednak wiele wskazuje na to, że wbrew sondażom Poroszenko nie tylko sam nie zbuduje większości parlamentarnej, ale nawet będzie musiał oddać wiodącą rolę dotychczasowemu premierowi Arsenijowi Jaceniukowi i jego Frontowi Ludowemu. A to ugrupowanie o wiele bardziej radykalne wobec Moskwy.
Trzy priorytety Kremla
Putin na Ukrainie ma jasno określone cele. To przede wszystkim zapobieżenie już nie tylko członkostwu Ukrainy w NATO, ale nawet zacieśnieniu bliskiej współpracy Kijowa z sojuszem. Poza tym Kreml nie chce dopuścić do wejścia w życie umowy stowarzyszeniowej, która prowadzi do integracji Ukrainy z Zachodem. Bez tego utworzenie konkurencyjnej Unii Eurazjatyckiej z udziałem Ukraińców nigdy nie będzie możliwe. Putin, to już jednak mniej pewne, może także dążyć do zapewnienia lądowego połączenia z Krymem poprzez podbicie regionów Ukrainy położonych tuż nad Morzem Azowskim.
– Kreml zachował bardzo duże możliwości wpływania na sytuację na Ukrainie, aby zrealizować te cele – mówi „Rz" John Lough, znawca Rosji w londyńskim Chatham House.