Odpowiednia informacja pojawiła się na stronie białoruskiego Urzędu Zamówień Państwowych, zgodnie z którą główna białoruska służba bezpieczeństwa przeznaczyła na ten cel 461 mln. białoruskich rubli (równowartość 150 tyś. złotych). Ogłoszenie zostało zamieszczone jako bardzo pilne, a ewentualny wykonawca musi zrealizować zlecenie w możliwie najkrótszym terminie. Co ciekawie, pięć tysięcy legitymacji miało trafić do centrali białoruskiego KGB w Mińsku, aż dziewięć tysięcy legitymacji jest przeznaczone dla wszystkich oddziałów w sześciu obwodach Białorusi, półtora tysiąca zostało zamówione dla wydziału kontrwywiadu wojskowego, a tysiąc dla współpracowników Instytutu Bezpieczeństwa Narodowego Republiki Białorusi, który jest głównym źródłem kadrowym dla białoruskiej bezpieki.
Na podstawie tych informacji można przepuszczać, że w białoruskiej bezpiece pracuje co najmniej kilkanaście tysięcy ludzi. Biorąc pod uwagę, że na Białorusi mieszka niecałe 10 milionów ludzi, trudno znaleźć uzasadnienie dla tak dużej liczby pracowników KGB.
- Jeżeli mówilibyśmy o państwie demokratycznym, to byłoby ich za dużo, natomiast w porównaniu z enerdowską Stasi ta liczba wygląda co najmniej skromnie – mówi „Rz" jeden z najbardziej znanych białoruskich politologów Walery Karbalewicz. – Biorąc pod uwagę fakt, że na Białorusi poza KGB działa jeszcze ogromnie rozbudowane MSW i osiem innych służb, prowadzących działalność operacyjną, to z całą pewnością jest to państwo policyjne – dodaje.
Wpadkę białoruskiego KGB nagłośniły tamtejsze niezależne media po czym kontrowersyjny wpis zniknął ze strony Urzędu Zamówień Publicznych. Dotychczas żadnej informacji na temat liczebności białoruskiego KGB nigdy nie były podawane publicznie, ponieważ jest to jedna z najbardziej chronionych tajemnic państwowych. W 2012 roku, podczas mianowania nowego szefa KGB Waleryja Wakulczyka, prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko odniósł się do sytuacji w tym resorcie.
– Niech ich (red. funkcjonariuszy) będzie nie dwanaście tysięcy, nie dziesięć i nawet nie sześć. Niech pozostanie trzy tysiąca, lecz będą to najbardziej oddani państwu ludzie. Reszta może sobie pójść do domu – powiedział wówczas Aleksander Łukaszenko.