Zgodnie z najnowszymi badaniami opinii publicznej premier Beniamin Netanjahu nie jest ulubieńcem obywateli Izraela. Jak twierdzi „Jerusalem Post", 60 proc. wyborców nie życzy sobie, aby Netanjahu został w marcu przyszłego roku po raz czwarty szefem rządu.
43 proc. jest zdania, że premierem powinien zostać były minister spraw wewnętrznych Gideon Saar. 38 proc. opowiada się za Netanjahu. Sondaże z lata tego roku po zakończeniu operacji wojskowej izraelskiej armii w Strefie Gazy wskazywały na znacznie wyższe poparcie społeczeństwa dla premiera.
Mimo to zdecydował się na przedterminowe wybory parlamentarne, reagując zdecydowanie na konflikt wewnątrz koalicji rządowej. Miał jasny plan działania mający zapewnić jego partii Likud pozycję głównego rozgrywającego w izraelskiej polityce. Rezygnując ze współpracy z ugrupowaniem Jesz Atid (Jest Przyszłość) oraz partią Hatnua, liczył na przyszłą koalicję z partiami ortodoksyjnymi.
Wszystko wskazuje na to, że się nie mylił. Oba ugrupowania ortodoksyjne, zarówno Szas, jak i Zjednoczony Judaizm Tory są gotowe do współrządzenie państwem żydowskim. Podobnie było także niemal dwa lata temu, gdy Netanjahu tworzył obecną koalicję, jednak nie przyjął ofert ortodoksów. Zamiast tego w rządzie znalazł się centrowy Jesz Atid ministra finansów Jaira Lapida, który nie krył, że zamierza z ortodoksów zrobić wzorowych żołnierzy izraelskiej armii, mimo że wywalczyli przed laty szereg przywilejów zwalniających ich ze służby wojskowej.
Tym razem jednak Netanjahu nie ma wyjścia i zabiega o przychylność partii ortodoksyjnych. Ogłosił właśnie, że po sukcesie wyborczym zamierza znieść podatek VAT od niektórych produktów spożywczych. Ma to ułatwić związanie końca z końcem licznym wielodzietnym rodzinom, których większość wywodzi się ze środowisk ortodoksyjnych Żydów. To pierwszy strzał w kampanii wyborczej Netanjahu, który pragnie stanąć po raz kolejny na czele rządu.