Rzeczpospolita: Rosyjskie media od kilku tygodni przekonywały, że tysiące ukraińskich żołnierzy znajdują się w całkowitym okrążeniu w Debalcewe. Jakim więc cudem udało się im spokojnie opuścić to miasto, a nawet zabrać ze sobą sprzęt i broń?
Andriej Purgin: Wszystko dlatego, że w ostatnich dniach radykalnie się zmieniła pogoda. Ziemię skuły mrozy i dzięki temu ukraińscy żołnierze mogli wyjść z okrążenia poprzez drogi gruntowe i polne, które wcześniej były dla nich niedostępne. W ten sposób udało się im częściowo opuścić ten teren i wycofać stamtąd swój sprzęt. Sytuacja tam wciąż jest dynamiczna, w okolicy Debalcewa nadal toczą się ostre walki. Warto wziąć pod uwagę to, że w okolicy Debalcewa znajduje się dużo ukraińskich jednostek, które są zdezorientowane, ponieważ nie działają tam żadne środki łączności.
Liczni przedstawiciele republik donieckiej i ługańskiej wielokrotnie mówili, że mieszkańcy Donbasu chcą powtórzyć los Krymu i przyłączyć się do Rosji. Czy po spotkaniu „normandzkiej czwórki" w Mińsku nie jesteście rozczarowani tym, że będziecie musieli pozostać w granicach Ukrainy?
Nie możemy porozumiewać się z państwem, gdzie rządzą zwolennicy nazistów. Na terenie całego kraju trwa nagonka na wszystkich, którzy myślą inaczej. W ten sposób tylko do więzień Charkowa trafiło ponad 700 więźniów politycznych. Gdy ostatnio przekazaliśmy ukraińskiej stronie około 154 jeńców wojennych, Kijów przekazał nam 228 osób, z których tylko 34 osoby były żołnierzami. Reszta to cywile, którzy trafili do ukraińskich więzień za swoje przekonania polityczne.
Jak pan ocenia inicjatywę ukraińskich władz dotyczącą wprowadzenia do Donbasu międzynarodowych wojsk pokojowych?