Na dwa miesiące przed wyborami parlamentarnymi lider ugrupowania Nigel Farage ogłosił plan, który ma radykalnie ograniczyć liczbę przyjezdnych.
Dziś jest ona rzeczywiście kolosalna. Tylko w ub.r. na Wyspach osiedliło się o 300 tys. osób więcej, niż z nich wyjechało. Premier David Cameron obiecywał zaś, że ograniczy tę liczbę do 100 tys, bez skutku.
W Zjednoczonym Królestwie, państwie zdecydowanie mniejszym od Polski, mieszka już 65 mln osób zaś zaludnienie samej Anglii jest blisko czterokrotnie większe, niż naszego kraju.
- Musimy wrócić do normalności. Między 1950 a 2000. rokiem liczba imigrantów nie przekraczała 50 tys. rocznie – oświadczył Farage. Jego zdaniem należy powołać odrębną instytucję, która wzorując się na systemie obowiązującym w Australii, będzie przyznawała potencjalnym imigrantom punkty za posiadane kwalifikacje. W ten sposób na Wyspy dostaną się tylko dobrze wykształcone osoby lub takie, których umiejętności są potrzebne dla gospodarki.
Ale nawet one według planu Farage'a przez pięć lat byłyby pozbawione prawa do państwowej opieki zdrowotnej i innych zabezpieczeń socjalnych: musiałby wykupić prywatną polisę.