1 kwietnia Rosja objęła rotacyjne przewodnictwo grupy BRICS, do której wchodzą jeszcze Brazylia, Indie, Chiny i Afryka Południowa. Będzie je sprawować do 15 lutego 2016 r. Oświadczenie wydane przez prezydenta Władimira Putina nie pozostawia wątpliwości, że Moskwa traktuje to jako szansę na dyplomatyczny come back, jako jedna ze światowych potęg.
– Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Afryka Południowa coraz ściślej koordynują swoją politykę w kluczowych sprawach międzynarodowych i odgrywają aktywną rolę w tworzeniu wielobiegunowego porządku światowego i rozwijaniu nowoczesnych modeli światowych finansów i systemów handlowych – powiedział Putin.
Pięć potęg
Rosyjski prezydent przypomniał, że BRICS zrzesza „pięć spośród największych i najbardziej wpływowych krajów", w których mieszka prawie połowa światowej ludności i wytwarzana jest blisko jedna trzecia światowego dochodu.
– BRICS zawsze był ważny dla Rosji – mówi „Rz" Nicu Popescu, ekspert unijnego Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem (ISS) w Paryżu. To moskiewskie ambicje sprawiły, że luźne więzy między pięcioma krajami zostały sformalizowane na spotkaniu w Petersburgu w 2006 r. i zapoczątkowały serię regularnych szczytów, wspólnych inicjatyw, a nawet instytucji. Wyludniającej się i cierpiącej na brak dynamiki gospodarczej Rosji podobało się, że jest w jednej grupie ze wschodzącymi potęgami. Ale teraz BRICS jest Rosji jeszcze bardziej potrzebny.
– Symbolicznie, w czasie ukraińskiego kryzysu i zachodnich sankcji nałożonych na Rosję relacje z BRICS stają się kluczowe i Moskwa gotowa jest wiele w nie zainwestować – uważa Popescu. USA nie rozmawiają z Rosją, Unia Europejska (z wyjątkiem Węgier czy Grecji) ciągle ją napomina, a Unia Eurazjatycka z krajami byłego Związku Sowieckiego nie ma istotnego znaczenia politycznego. – Rosja nie ma alternatywy na scenie międzynarodowej, musi więc zainwestować w relacje z BRICS – uważa Amanda Paul, ekspertka brukselskiego think tanku European Policy Center.
– Wszystkie one mają jakiś problem z Zachodem, a w szczególności z USA, częściowo wynikający z historii – zauważa Popescu. Jeśli nawet nie bardzo im się podoba aneksja Krymu jako usankcjonowana forma załatwiania pretensji terytorialnych (Chiny i Indie same mają wiele spornych spraw na swoich granicach), to przymykają na to oko, by nie popierać Zachodu. I rozmawiają z Putinem jak z odpowiedzialnym politykiem, co pokazała choćby jego wizyta w New Delhi kilka miesięcy temu. – Hindusi rozłożyli przed nim dywan – mówi Amanda Paul.
Dyplomacja i symboliczne potwierdzenie ważności Rosji to jedno, a praktyczne ustalenia gospodarcze to drugie. I właśnie ten aspekt współpracy w ramach grupy regionalnych potęg nabiera teraz wyjątkowego znaczenia, gdy Rosja traci na blokadzie ze strony USA i UE, a dodatkowo na spadku cen ropy – Rosjanie liczą na pieniądze, inwestycje czy transfery technologiczne z krajami BRICS – uważa Popescu. Przy czym podkreśla: mówimy: BRICS, ale myślimy: Chiny.