Anna Słojewska ?z Brukseli
Nadzwyczajny szczyt przywódców 28 państw UE zajął się tragicznymi wydarzeniami na Morzu Śródziemnym. W ostatnią niedzielę w drodze do wybrzeża włoskiego zatonęła łódź z imigrantami płynącymi z północnej Afryki. Utonęło około 850 osób, co zwiększyło tegoroczny bilans ofiar w tym rejonie do 1600. W ubiegłym rok utonęło 3000 osób. Ale kolejne dziesiątki tysięcy płyną do Europy, bo szanse dotarcia do lepszego życia ciągle są ogromne.
Przywódcy UE stoją więc przed wielkim dylematem. Co zrobić, żeby zapobiec tragediom, jak ta z ostatniej niedzieli? Ale jednocześnie nie zachęcać kolejnych imigrantów, których w Europie nikt nie chce? W efekcie proponowane rozwiązane to tylko pół kroku w przód. Unia potroi (początkowo mówiono o podwojeniu) budżet dwóch wspólnych operacji morskich: Triton (na Morzu Śródziemnym) oraz Posejdon (na Morzu Egejskim) do poziomu 120 mln euro rocznie. Do tego potrzebne są pieniądze, ale także sprzęt i kolejne kraje zgłaszają swój udział. Na przykład Brytyjczycy zaoferowali okręt desantowy, 3 helikoptery oraz dwa statki patrolowe. Polska wyśle od 10 do 15 oficerów. Drugim postanowieniem jest zajęcie się tymi, którzy pakują imigrantów na statki. — Musimy ratować ludzi, ale jednocześnie uderzyć w gangi przemytników — powiedział brytyjski premier David Cameron. Taką operacją mogłyby pokierować Włochy. Bo to ich wywiad ma wszystkie potrzebne informacje.
— Wiemy, gdzie przemytnicy cumują swoje statki, gdzie się gromadzą. Mamy plany interwencji wojskowej — mówiła w Rzymie włoska minister obrony Roberta Pinotti. Potrzebują jednak do tego międzynarodowego mandatu: unijnego, a idealnie ze strony ONZ. Dyplomaci w Brukseli podkreślają, że nie może to być operacja wojskowa, choć oczywiście trudno w niej będzie uniknąć komponentu wojskowego. Na razie szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini ma przygotować projekt takiej misji.
Wreszcie trzecim pilnym problemem jest zajęcie się uchodźcami, którzy już są w Europie i tymi, których wzmocnione patrole będą w kolejnych miesiącach wyławiać. — Kluczem jest solidarność z krajami śródziemnomorskimi — mówił grecki premier Alexis Cipras. Ale właśnie o to jest najtrudniej. Na przykład Wielka Brytania zadeklarowała wsparcie ma morzu i w powietrzu, ale absolutnie nie chce przyjąć imigrantów. — Nasze statki i śmigłowce wyruszą tam i będą ratować ludzi, ale tylko pod warunkiem, że odstawią ich potem do najbliższego kraju, czyli do Włoch. Znalezienie się na brytyjskim statku nie może być podstawą do domagania wjazdu na teren naszego kraju — powiedział twardo brytyjski premier na dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, w których imigracja jest jednym z gorących tematów. Ci bardziej narażeni na imigrację podkreślają, że konieczne są reformy, w tym np. słynnego rozporządzenia dublińskiego.
Przewiduje ono, że azylu musi udzielić ten kraj UE, w którym przybysz z zewnątrz złoży pierwszy wniosek. Obecnie więc zawsze są to kraje południa, w tym szczególnie Włochy. Komisja Europejska ma w połowie maja przedstawić projekt reformy unijnej polityki wobec imigrantów, ale opór bezpieczniejszych, bo bardziej oddalonych od rejonów konfliktów, krajów północy będzie ogromny.
Unia zdaje sobie sprawę, że te wszystkie działania nie dotykają istoty problemu, czyli wysuszenia źródeł imigracji. — Jeśli ktoś decyduje się ryzykować swoje życie, bo widzi jak obcinają głowy jego sąsiadom, to nie zniechęci się go ogólnikowym oświadczeniem — mówił Matteo Renzi, premier Włoch. Rzym proponuje tworzenie, pod auspicjami ONZ, obozów dla uchodźców w Nigrze, Tunezji i Sudanie, gdzie chętni do przeprawy czekaliby na decyzje azylowe państw UE. W dłuższym terminie trzeba jednak zająć się konfliktami na tym kontynencie, które zmuszają ludzi do ryzykowania swojego życia w drodze do Europy.