Najnowszy sondaż opublikowany przez londyński „Times" to poważne ostrzeżenie. Wynika z niego, że 40 proc. poddanych Elżbiety II popiera Brexit, czyli rezygnację przez Wielką Brytanię z członkostwa we Wspólnocie. Jedynie 38 proc. jest przeciwnego zdania.
Ipsos Mori, czołowy instytut badania opinii publicznej, także widzi silny wzrost nastrojów eurosceptycznych, choć jeszcze nie przewagę przeciwników integracji. O ile w czerwcu tego roku 61 proc. pytanych opowiadało się za utrzymaniem członkostwa w Unii, a 27 proc. było przeciw, o tyle dziś jest to odpowiednio 45 i 38 proc.
Co spowodowało tak gwałtowną zmianę?
– Nie mam wątpliwości, że powodem jest kryzys uchodźców. W rzeczywistości nie ma on nic wspólnego z przynależnością do Unii lub nie – wynika z konwencji z 1951 r. o azylu, do której przystąpiła Wielka Brytania – to brytyjska opinia publiczna bezpośrednio powiązała to z integracją europejską. Tym bardziej że Philip Hammond bzdurnymi komentarzami potwierdził taką ocenę – mówi „Rz" Ian Bond, dyrektor londyńskiego Center for European Reform (CER), o szefie brytyjskiej dyplomacji.
Premier David Cameron miał nadzieję, że uda mu się na grudniowym szczycie w Brukseli uzyskać znaczącą zmianę warunków członkostwa. Wówczas mógłby rozpisać referendum już w przyszłym roku, choć ma prawo czekać z tym jeszcze rok dłużej.