W Niemczech „trzeba bić na alarm“, twierdził Robin Lautenbach, komentując wyniki wyborów w wieczornym wydaniu wiadomości pierwszego programu telewizji publicznej ARD. Jako szef rządu przed niespełnia dziesięcioma laty Jarosław Kaczyński „zadbał” bowiem o „polityczne zwady w kraju”, „znacznie zniszczył stosunki Polski z Niemcami i UE“, a w kampanii wyborczej „świadomie grał nienawiścią wobec muzułmańskich uchodźców“. „Czy teraz kolejny wschodnioeuropejski kraj popadnie w Orbanizm?“ – pytał komentator ARD. I stwierdził, że „PiS kocha Orbana”, ma tylko „mały ideologiczny problem z jego sympatią wobec Putina“. Zdaniem Lautenbacha napięcie i niewiadoma pozostają, ale „może nie będzie tak źle“, bo i PiS się zmienił, a z Dudą i Szydło nadeszła nowa generacja „bardziej otwarta na świat, mniej fanatyczna, której patriotyzm nie opiera się jedynie na antyniemieckości i antyeuropejskości“. Pozostaje jednak „dręczące podejrzenie“, że po krótkim czasie Kaczyński „wyrzuci miłą Szydło” i sam stanie na czele rządu. Jak to uczynił w 2006 roku.