Jeżeli Horst Seehofer spełniłby swoją groźbę, niemiecką scenę polityczną czekałby kolejny wstrząs. I to znowu, jak w przypadku sukcesów prawicowej populistycznej Alternatywy dla Niemiec, z powodu setek tysięcy imigrantów, którzy przybywają do Niemiec na zaproszenie Angeli Merkel.
Sojusz Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) i Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) trwa od przeszło 66 lat. Polega on na tym, że partie nie wchodzą sobie w drogę, CSU działa tylko w Bawarii, a CDU - w pozostałych landach, obecnie piętnastu.
I od sierpnia 1949 roku tworzą wspólny klub w Bundestagu - frakcję CDU/CSU, w której z założenia przedstawiciel bawarskiego ugrupowania jest pierwszym zastępcą przedstawiciela CDU. Tylko raz sojusz się rozpadł, i to na chwilę, w 1976 roku. Wtedy partie chadeckie przegrały wybory do Bundestagu i CSU zerwała współpracę. Jednak po niecałym miesiącu wznowiła ją, bo CDU zagroziła, że utworzy oddział w Bawarii i zacznie konkurować tam o wyborców z CSU.
Teraz Seehofer grozi, że to CSU utworzy oddziały w innych niż Bawaria landach. Dał to do zrozumienia w wywiadzie opublikowanym dziś przez lokalną gazetę "Passauer Neue Presse". Powiedział, że co prawda strategia jego partii polega na tym, by nadal współpracować z CDU, a nie robić jej konkurencję w całej federacji. - Ale, że tak będzie wiecznie, nikt nie może zagwarantować - dodał, co media niemieckie, cytujące wywiad, odczytały jako groźbę pod adresem Merkel.
Seehofer spotkał się z panią kanclerz w środę wieczorem w jej kancelarii w Berlinie. Rozmawiali trzy i pół godziny, ale jak podaje portal tygodnika "Der Spiegel", szczegóły nie są znane. Można się domyślać, że sprzeczali się o politykę imigracyjną w związku z unijnym szczytem, który rozpoczyna się dziś pod wieczór. Będzie poświęcony uchodźcom i współpracy z Turcją.