Anna Słojewska z Brukseli
Szczyt 27 państw UE w Bratysławie w ostatni piątek pokazał, że wygasa powoli konflikt, który głęboko dzielił Unię Europejską przez ostatni rok. Chodzi o obowiązkowe kwoty uchodźców, które narzucono całej UE w szczycie kryzysu migracyjnego we wrześniu 2015 roku. Zdecydowano wtedy o podziale 160 tysięcy starających się o azyl osób, które znalazły się w Grecji i we Włoszech.
Koniec wysyłania na siłę
W ciągu dwóch lat miały one znaleźć domy we wszystkich państwach unijnych, ale do tej pory mechanizm zadziałał tylko dla 3 procent z nich. Już nawet najwięksi zwolennicy obowiązkowego dzielenia się uchodźcami, jak Angela Merkel czy Jean-Claude Juncker, łagodnie zmieniają front. Wiedzą, że na siłę imigrantów na wschód Europy nie wyślą.
Jeszcze na dwa dni przed szczytem w Bratysławie w czasie dorocznego orędzia o stanie UE przewodniczący KE stwierdził, że solidarności w sprawie uchodźców nie można wymuszać. Grupa Wyszehradzka (Polska, Węgry, Czechy i Słowacja) we wspólnym oświadczeniu w Bratysławie nazwały to „elastyczną solidarnością". Zgadza się już z tym niemiecka kanclerz, która mówi o potrzebie wypracowania „nowego konsensusu imigracyjnego", w którym każdy kraj na swój sposób dołożyłby się do solidarności: albo poprzez przyjmowanie uchodźców, albo pomoc finansową dla krajów trzecich, lub też udział we wzmocnieniu zewnętrznych granic UE.
Z tego punktu widzenia szczyt w Bratysławie można uznać za sukces Polski i całej Grupy Wyszehradzkiej. Co prawda Komisja Europejska nie wycofuje formalnie swojego projektu nowego prawa przewidującego obowiązkowe dzielenie się uchodźcami w razie kryzysów w przyszłości, a nawet ogromne kary finansowe za niewypełnienie tego zobowiązania, ale w obecnej sytuacji politycznej trudno sobie wyobrazić przyjęcie nowych przepisów przez większość Parlamentu Europejskiego i unijnej Rady.