Sławomir Grześ przepracował w drogówce 17 lat. Przez ten czas dorobił się miana jednego z czołowych lubelskich funkcjonariuszy. Był m.in. najlepszym policjantem ruchu drogowego w województwie, koordynatorem wielu akcji poprawiających bezpieczeństwo kierowców i pieszych. – Wyrósł na gwiazdę medialną, co nie wszystkim się podobało – mówią jego koledzy z Komendy Wojewódzkiej.
– Policji poświęciłem kawał życia. Ale przełożeni tego nie doceniali – opowiada Grześ. Skarży się też, że w wydziale ruchu drogowego lubelskiej KWP nie miał szans na awans i lepsze zarobki. – Szkolenia, ekstra-dodatki trafiały się funkcjonariuszom ze znajomościami w kierownictwie. A ja dostawałem tylko coraz więcej obowiązków. Nie wytrzymywałem już tego psychicznie.
5,4 tysiąca osób odeszło w tym roku z policji. Do służby przyjęto 3,1 tysiąca. Komenda Główna cały czas szuka chętnych
W sierpniu rozstał się z mundurem – przeszedł na emeryturę, choć ma dopiero 39 lat. I podążył śladami Polaków, którzy wyjechali do pracy na Wyspy Brytyjskie. Został robotnikiem w fabryce pod Manchesterem. – Żadna praca nie hańbi – mówi enigmatycznie Grześ. Nie chce powiedzieć, czym konkretnie się tam zajmuje, ale nie ukrywa, że w końcu zarabia godnie. – Tyle co komendant powiatowy w Polsce – zdradza.
Jego niedawni przełożeni nie mają sobie nic do zarzucenia. – Nigdy wcześniej nikt nie skarżył się na atmosferę w drogówce – zapewnia Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. – Zarzuty, jakie Sławomir Grześ stawia teraz pod adresem policji, są zbyt ogólne i niepoparte żadnymi przykładami.