Około trzech tysięcy handlowców z całej Białorusi protestowało wczoraj na stołecznych ulicach przeciwko polityce gospodarczej rządu. Kupcy odcięli się od wszelkich powiązań z opozycją i wyznali, iż jedyna osoba, której są gotowi uwierzyć, to prezydent Aleksander Łukaszenko.
O tym, że przedstawiciele opozycji swoim udziałem w manifestacji mogą skompromitować walkę przedsiębiorców, poinformował w specjalnej odezwie Anatolij Szumczanka, lider zrzeszającego białoruskich kupców stowarzyszenia Perspektywa. Przypomniał, że rok temu podczas demonstracji w obronie praw socjalnych doszło do bijatyki z udziałem opozycyjnej młodzieży. Milicja użyła siły i aresztowała dziesiątki osób. Najgorsze było to, że bijatyka, a nie żądania manifestantów, stała się głównym tematem reportaży telewizyjnych. Każdego, kto chciałby „demonstrować swą aktywność polityczną” w dniu protestu przedsiębiorców, Szumczanka poprosił zatem o „robienie tego jak najdalej od nas”.
Zgodnie z tym życzeniem demonstracja przedsiębiorców rzeczywiście odbyła się bez udziału opozycji. Nie uratowało to jednak manifestujących przed rozłamem we własnych szeregach. Część handlowców nie chciała bowiem manifestować w miejscu uzgodnionym z władzami, czyli w leżącym z dala od centrum Parku Przyjaźni Narodów, nazywanym przez opozycjonistów miejscem psich schadzek.
Na czele frondy stanął Aleś Taustyk, jeden z założycieli niezarejestrowanego opozycyjnego ruchu „O wolność!”. Według niego właściwym miejscem demonstrowania niezadowolenia z polityki władz jest bowiem gmach administracji prezydenta.
Poplecznika znanego opozycjonisty Aleksandra Milinkiewicza poparło jednak zaledwie 20 osób. Zdecydowana większość postanowiła nie drażnić władz i, przestrzegając przepisów ruchu drogowego, ruszyła chodnikiem w kierunku miejsca psich schadzek. Sam Milinkiewicz na demonstracji przedsiębiorców się nie pojawił, choć dzień wcześniej osobiście agitował do udziału w niej kupców na targu w mińskiej dzielnicy Uruczcza.